• >>
  • Wiadomości
  • >>
  • Obrona Terytorialna a potencjał militarny Polski
24.05.2017
Aktualizacja: 28.08.2017

Czy Obrona Terytorialna to dobry sposób na wzmocnienie potencjału militarnego? Pierwsi żołnierze złożyli przysięgę

Obrona Terytorialna: WOT
© Arkadiusz Komski/fotolia

W ramach polskiego systemu obronności funkcjonuje już pięć rodzajów sił zbrojnych. Do wojsk lądowych, powietrznych, specjalnych i Marynarki Wojennej dołączyły oddziały Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT). Jak wpłyną one na realny potencjał militarny naszego kraju?

Pierwsi żołnierze WOT – w sumie około 400 ochotników –  złożyli kilka dni temu przysięgę w Białymstoku, Lublinie i Rzeszowie. To właśnie w reprezentowanych przez te miasta regionach powstały pierwsze brygady WOT. Uroczysta przysięga stanowi zwieńczenie trwającego 16 dni szkolenia.

We wszystkich trzech uroczystościach wziął udział minister obrony narodowej Antoni Macierewicz.

Szczególność tego dnia polega na tym, że składając tę przysięgę uroczyście, symbolicznie rozpoczynacie istnienie terytorialnej służby wojskowej Wojsk Obrony Terytorialnej, V Rodzaju Sił Zbrojnych. Wojsk formacji, która zmienia polską armię, która ją na nowo definiuje, na nowo kształtuje, w sposób szczególny wiążąc obowiązek żołnierski, z własnym terytorium, własną ojcowizną, własnym lokalnym społeczeństwem

– mówił szef MON-u.

Do końca roku mają powstać trzy inne brygady Obrony Terytorialnej. Na przyszły rok zaplanowano uformowanie kolejnych siedmiu brygad, a następne cztery powstaną w 2019 roku. W ciągu kilku lat WOT będą liczyły 17 brygad (po jednej w każdym województwie, dwie w woj. mazowieckim), w których ma służyć około 50 tysięcy żołnierzy.

Czym jest WOT?

Wojska Obrony Terytorialnej, jak czytamy na stronie resortu obrony, „stanowią uzupełnienie i jednocześnie są komplementarną częścią potencjału obronnego Polski”. Do zadań WOT należeć będzie:

  1. uczestnictwo w działaniach militarnych we współpracy z wojskami operacyjnymi, ukierunkowanych na powstrzymanie lub zniszczenie sił przeciwnika (w przypadku wybuchu ewentualnego konfliktu),
  2. zaangażowanie w ochronę ludności przed skutkami klęsk żywiołowych,
  3. ochrona społeczności lokalnej przed skutkami destabilizacji, dezinformacji i ataków w cyberprzestrzeni,
  4. współpraca z „elementami systemu obronnego państwa”, w szczególności wojewodami i organami samorządu terytorialnego,
  5. propagowanie idei wychowania patriotycznego.

Kandydaci na żołnierzy WOT muszą przejść szkolenie, które jest kontynuowane także po ich przyjęciu do struktur Obrony Terytorialnej. Szkolenia wyglądają różnie w zależności od tego, czy ochotnik odbył już zasadniczą służbę wojskową.

Szkolenie dla cywili bez przeszkolenia będzie realizowane w dwóch etapach: jako szkolenie podstawowe trwające 16 dni oraz jako szkolenie w ramach pododdziału trwające trzy lata. […] Żołnierze po odbytym szkoleniu podstawowym będą realizowali szkolenie w ramach pododdziału zgodnie z przyjętym modelem szkolenia w WOT. […] Oficer czy podoficer rezerwy będzie zajmował stanowisko w strukturze pododdziału WOT, odpowiadające jego specjalności

– czytamy na stronie MON-u.

Żołnierze Obrony Terytorialnej będą więc zmuszeni do nieustannego poszerzania swoich umiejętności. W styczniu Ministerstwo Obrony zdradziło, że będą oni przechodzili m.in. szkolenia SERE, czyli takie, które mają ich nauczyć przetrwania w skrajnie trudnych warunkach. Pod koniec ubiegłego roku Antonii Macierewicz sugerował nawet, że WOT powinny być w stanie stawić czoła siłom o takich możliwościach jak formacje Specnazu.

Zmiana ilościowa, nie jakościowa?

Jeśli plany związane z tworzeniem kolejnych brygad WOT zostaną zrealizowane w stu procentach, liczba polskich żołnierzy za kilka lat zwiększy się z obecnych 100 tysięcy do 150 tysięcy. Biorąc pod uwagę samą liczebność, możemy dojść do wniosku, że nasz potencjał militarny znacznie wzrośnie. Problem w tym, że nawet dobrze wyszkolone i zorganizowane formacje WOT nie dorównają doświadczonym, zawodowym żołnierzom. Szeregi Obrony Terytorialnej zasilą przedstawiciele innych zawodów i amatorzy, którzy obowiązki związane ze służbą (w tym także wymagane szkolenia) będą wypełniali w weekendy i inne dni wolne od pracy. Choć w żadnym wypadku nie można im odmówić patriotyzmu, to trudno oczekiwać, by ich przydatność w warunkach prawdziwego konfliktu była równie wysoka.

Politycy Platformy Obywatelskiej sugerują wręcz, że realizacja idei WOT zamiast zwiększać bezpieczeństwo Polski – osłabia polską armię. Budowanie struktur Obrony Terytorialnej, którą PO nazywa „wojskiem weekendowym”, będzie bowiem kosztować budżet państwa ponad 3 miliardy złotych. Zdaniem polityków Platformy pieniądze te powinny zostać przeznaczone na modernizację armii zawodowej.

Każdy wie, jak złożony sprzęt jest teraz w wojsku. Ile lat trzeba, żeby dobrze nauczyć się nim posługiwać. To jest po prostu niemożliwe, żeby w takiej formie cokolwiek poważnego powierzyć żołnierzom obrony terytorialnej

– komentuje Tomasz Siemoniak, były szef MON-u w rządzie PO-PSL.

Tak dla idei, nie dla sposobu realizacji

Sceptyczni wobec przydatności nowej formacji w kształcie proponowanym przez MON są m.in. gen. Waldemar Skrzypczak i gen. Mirosław Różański. Choć nie krytykują oni samej koncepcji Obrony Terytorialnej, to ich wątpliwości budzi sposób jej wprowadzenia.

Uważam, że zarówno systemy uzbrojenia, jak i koncepcja szkolenia OT są dramatycznie niewystarczające do wymogów przyszłego, asymetrycznego konfliktu. Sama demagogia polityczna nie wystarczy

– skomentował dla Onetu gen. Skrzypczak.

Wśród ekspertów panuje dość powszechna zgoda co do tego, że przy odpowiednim wykorzystaniu WOT może stanowić solidne uzupełnienie polskiego potencjału obronnego. Z tego względu idea jest słuszna – pod warunkiem, że przy okazji realizacji sztandarowego postulatu partia rządząca nie zaniedba armii zawodowej, która w obecnych warunkach geopolitycznych wymaga ciągłego unowocześniania.

Czy Obrona Terytorialna zapewni Polsce współmierny do wydatków budżetowych wzrost bezpieczeństwa?

Dodaj komentarz

2 komentarzy do "Czy Obrona Terytorialna to dobry sposób na wzmocnienie potencjału militarnego? Pierwsi żołnierze złożyli przysięgę"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Piotr
Gość

Witam.
Muszę przyznać, że wątpliwości mam wiele.
W 1939 roku Niemcy, aby ostatecznie złamać morale polskiego społeczeństwa i podkopać autorytet Rządu RP na Uchodźstwie, zmontowali filmik, jak to polska kawaleria szablami i lancami atakuje niemieckie czołgi…
Otóż nie mogę oprzeć się myśli, że taka właśnie, w razie konfliktu zbrojnego, byłaby rola Wojsk Obrony Terytorialnej. I równie niedorzeczna funkcja w przypadku walki z siłami natury. Do tego smutnego wniosku skłania mnie kilka spostrzeżeń.

1) Jeśli chce się mieć sprawnie funkcjonujące służby na wypadek wielkiego pożaru, powodzi czy innego kataklizmu o mniej lub bardziej naturalnych przyczynach, trzeba wspierać te służby, które mają to w swoich obowiązkach. Pamiętam np. zdjęcia z wielkiej powodzi w 1997 roku, gdy w Kłodzku pod wodę poszła wojskowa amfibia… Pamiętam też wspaniałą ZIMĘ STULECIA, 1977/78 – wtedy na moim rodzinnym Dolnym Śląsku pokrywa śnieżna sięgnęła miejscami ponad dwa metry, w górach – bywało i więcej. Tylko pługi wirnikowe miały szansę przebić drogę, i to bardzo wąską. Na większość dróg lokalnych sprzętu wtedy zabrakło. Na mojej ulicy w zaspie utknął czołg. Nie przebił drogi do kopalni. Wprawdzie był to przestarzały, rozbrojony z działa i wyposażony w olbrzymi pług T-34, ale nawet jego prawie 30 ton masy i gąsienice nie dały rady zaspom.
Czy WOT dostaną lepszy sprzęt i w większych ilościach? Czy będą mieć np. „niezatapialne” poduszkowce? Czy będą mieć do dyspozycji tabor samochodowy, który będzie w stanie dotrzeć w każde niemalże miejsce przy wyjątkowo śnieżnej zimie? Nic mi o tym nie wiadomo. Zatem pierwszy potencjalny cel – SKUTECZNA POMOC na wypadek zagrożeń naturalnych i przeróżnych kataklizmów jest dla WOT nieosiągalny.

2) Jeśli chce się zabezpieczyć nasz kraj przed tym, co ma miejsce na Ukrainie – wojną hybrydową, toczoną przy pomocy „zielonych, nieoznakowanych UFO-ludzików”, to wpierw trzeba mieć koncepcję, jak ich skutecznie ZABIĆ! Przepraszam za tak bezpardonowe i niehumanitarne określenie, ale tak właśnie jest. Ludzie, którzy na początku tej dziwnej wojny pojawili się na Krymie, mieli wszystko. Najlepszej jakości broń i środki zabezpieczenia ciała (kamizelki kuloodporne, hełmy, nakolanniki, ochraniacze wszystkiego, co da się chronić). Za pomocą kałasznikowa czy innego MP wielkiej krzywdy takim żołnierzom się nie zrobi. Za to atakując ich – można jedynie pokazać, że umie się zginąć. To nie jest dobrze wyszkolony Specnaz. To coś zdecydowanie DUŻO LEPSZEGO! Ludzie, którzy walczyli w niejednym miejscu (bez znaczenia, legalnie czy nie) i polubili to. POLUBILI ZABIJANIE! Zabijanie stało się ich fachem. Dlatego nawet w sytuacji, gdy przeciwnika będzie wielokrotnie więcej, będą myśleć o zabiciu możliwie największej liczby przeciwników. I będą to robić skutecznie. Życie nauczyło ich walczyć do końca, znosić rany i ból. Oczywiście można ich dopaść, można ich zaskoczyć, ale nie siłami byle jak zmotoryzowanej piechoty, bo tym ma być de facto WOT. Z takimi jak na Ukrainie specjalistami od wojny i zabijania mogą zmierzyć się jednostki typu GROM. Też zawodowcy, mówi się, że jedni z najlepszych na świecie. Ale ich wyposażenie kosztuje krocie, szkolenie – jeszcze więcej. Do tego dochodzi odporność psychiczna. Na widok umierających, na krzyk okaleczonych i też umierających, na krew, na smród trupów… Jakkolwiek to tylko utwór filmowy, jednakże przypominają mi się świetne obrazy z „Demonów wojny wg Goi”. Spadochroniarze, wybrani i wyszkoleni do misji „pokojowej” w warunkach wojny domowej… Niektórzy nie dawali rady, bali się BO STRZELAJĄ! Może i fabuła, ale wiem, że nie do końca wyssana z palca.
Myślę, że do WOT przyjęto w sumie dość grzeczne osoby, takie, które nigdy NA POWAŻNIE nie tłukły się na pięści, które nie nurzały własnego kułaka w krwi płynącej z rozbitego nosa czy czoła przeciwnika. Przyjęto dość grzeczne dzieciaki. W przypadku starcia z UFO-ludkami przeżyje niewiele spośród nich.

3) Ze zdumieniem słuchałem, że żołnierze WOT mają być „lokalnymi przewodnikami” dla „zawodowego wojska”, bo znają podwórka, zakamarki, różne nieoznakowane przejścia… I tu niedowierzanie. To od czego, do jasnej chol…ry, mamy armię? Od czego mamy satelitarną technikę? Czy aby nie od tego, aby takie różne zakamarki i przejścia mieć w informacjach do map? A może takie właśnie mamy mapy? Chyba się nie zdziwię, gdyby tak właśnie było, bo czas jakiś temu wpadło mi do głowy kupić, z demobilu po PRL-u, wojskowe „sztabówki”. Wziąłem do ręki, popatrzyłem, że strumień płynie zupełnie nie tam, gdzie płynie w rzeczywistości, po czym ruszyłem na zakupy map turystycznych, tyle że niemieckich. Dokładniejsze.

No cóż, trzy cele dla WOT, trzy NIEOSIĄGALNE cele.
Wzrostu bezpieczeństwa nie odczujemy, za to wzrost wydatków budżetowych – z pewnością.

Pozdrawiam z pewnym smutkiem…

Maciej M.
Gość

Generalnie się z zgadzam. Dodam tylko, że „strategia Krymska” nie musi (i prawdopodobnie nie byłaby) zastosowana w Polsce. No i tu się pojawia pytanie: czy w ogóle są na poważnie rozpatrywane różne scenariusze ataku na Polskę? Warto bowiem najpierw zrozumieć problem, zanim poszukamy odpowiedniego rozwiązania.

W dzisiejszych czasach klucz to dobre rozpoznanie pola walki (satelity, drony, rozbudowane systemy wizyjne). Do tego WOT nie będzie miało raczej odpowiedniego sprzętu i przygotowania. A bez rozpoznania, jak bez wzroku…

Ja bym widział WOT jako wsparcie cywilne. Wykorzystanie zawodowych umiejętności (np. informatyka, lekarza, inżyniera) na polu walki. Nie tyle szkolenie wojskowe, co dostosowanie aktualnych umiejętności do potrzeb wojska.

wpDiscuz