Właśnie w praktyce rozpoczyna się proces wygaszania gimnazjów. Reforma edukacji, za której przeprowadzenie odpowiada minister Anna Zalewska, od samego początku budziła skrajne emocje. Nadzieje związane z powrotem do 8-letniej szkoły podstawowej i 4-letniego liceum przenikały się z obawami, czy propozycja rządu nie wprowadzi niepotrzebnego chaosu w wymagającym stabilizacji systemie.
O skali niezadowolenia z reformy niech świadczy fakt, że pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie likwidacji gimnazjów podpisało się prawie milion Polaków. Sejm odrzucił wniosek głosami rządzącej większości. Politycy PiS-u tłumaczyli, że na referendum jest już za późno.
Klamka zapadła. Uczniowie, którzy ukończyli szóstą klasę, otrzymali promocję do klasy siódmej. Ci, którzy rozpoczęli naukę w gimnazjum w latach poprzednich, będą kontynuowali ją zgodnie z dotychczasowym systemem. W roku szkolnym 2018/2019 gimnazja opuszczą dzieci z ostatniego rocznika klas III; w kolejnym – po dokładnie 20 latach funkcjonowania gimnazjów – powrócimy do starego modelu realizacji obowiązku szkolnego.
18 lat po reformie Buzka
Do polskiego systemu edukacji gimnazja wprowadzono w 1999 roku. Wcześniej obowiązywały zapisy „Ustawy o rozwoju oświaty i wychowania uchwalonej przez Sejm 15 lipca 1961 roku”, która zakładała realizację obowiązku szkolnego w 8-letniej podstawówce. Po ukończeniu szkoły podstawowej uczniowie mogli kształcić się w 2- i 3-letnich szkołach zawodowych lub przysposobienia rolniczego albo w szkole średniej: 4-letnim liceum ogólnokształcącym lub zawodowym, ewentualnie w 5-letnim technikum. Absolwenci szkół zawodowych mogli zdawać maturę po ukończeniu 3-letniej szkoły średniej.
Pierwsze zmiany w systemie nastąpiły zaraz po transformacji ustrojowej. Zaczęły powstawać szkoły niepubliczne, a państwo utraciło monopol na wydawanie podręczników. Szkoły zyskały za to większą swobodę w realizacji programu nauczania. Istotnym problemem pozostawała jednak nieudolność systemu i jego niedostosowanie do warunków zmieniającej się po 1989 roku rzeczywistości.
Przez cały okres lat 90-tych narastało przekonanie o konieczności wprowadzenia istotnych zmian, które upodobnią polski system oświaty do systemów państw rozwiniętych. I tak w 1998 roku powstał „Projekt reformy systemu edukacji” – dokument, który rok później stał się podstawą do wprowadzenia gimnazjów. Tym samym obowiązek szkolny uległ przedłużeniu o rok (o ile uczeń nie ma problemów z promocją do następnej klasy, obowiązkową edukację kończy po 9 latach nauki, w wieku 16 lat).
Reforma oświaty z 1999 roku byłą częścią „Programu czterech reform” opracowanego przez rząd Jerzego Buzka; oprócz niej „Program…” zawierał także projekty zmian w systemie emerytalnym, systemie opieki zdrowotnej i w podziale administracyjnym.
Zmiany w zakresie obowiązkowej edukacji miały iść w parze z przebudową szkolnictwa zawodowego, opartą na jego profilowaniu i jednoczesnym powiązaniu z wykształceniem ogólnym. Chodziło o to, by szkoły zawodowe umożliwiały nie tylko zdobycie umiejętności niezbędnych w danym zawodzie, ale pozwalały również na łatwiejsze przekwalifikowanie się. Wprowadzono też 2-letnie licea uzupełniające dla absolwentów 2-letnich zawodówek oraz zupełnie nowy typ szkół – 3-letnie licea profilowane.
Wreszcie, przyjęto system sprawdzianów i egzaminów kończących każdy stopień edukacji. Ich zadaniem miało być monitorowanie postępów w realizacji programu nauczania tak, by możliwe było ciągłe podnoszenie jakości oświaty.
Od 1999 roku system edukacji (bez uwzględnienia edukacji przedszkolnej i szkolnictwa wyższego) ma więc trzyszczeblowy schemat organizacyjny i wygląda następująco: uczeń rozpoczyna naukę w 6-letniej podstawówce, a następnie kontynuuje ją w 3-letnim gimnazjum. Każdy z tych etapów kończy się sprawdzianem lub egzaminem diagnozującym nabytą wiedzę i umiejętności (dopiero niedawno rząd PiS-u zniósł obowiązkowy test dla szóstoklasistów). Dalej uczeń ma wybór – może zakończyć edukację lub kształcić się dalej. Kontynuacja edukacji odbywa się w 3-letnim liceum ogólnokształcącym/profilowanym (po którym uczeń zdaje maturę), 4-letnim technikum lub 2-letniej szkole zawodowej. Absolwent tej ostatniej zdaje egzamin zawodowy, a jeśli chce podejść do matury, musi ukończyć dodatkowo 2-letnie liceum uzupełniające.
Cele reformy z 1999 roku
Model ten funkcjonuje w Polsce od 18 lat – to wystarczająco długo, by ocenić jego owoce. Zacznijmy jednak od zasadniczej kwestii: dlaczego system edukacji zaprojektowano właśnie w ten sposób?
W projekcie wyróżniono następujące cele reformy rządu Jerzego Buzka:
- „podniesienie poziomu edukacji społeczeństwa przez upowszechnienie wykształcenia średniego i wyższego,
- wyrównanie szans edukacyjnych,
- sprzyjanie poprawie jakości edukacji, rozumianej jako integralny proces wychowania i kształcenia”.
Przedłużenie okresu trwania obowiązku szkolnego miało nie tylko wpłynąć na zwiększenie zakresu zdobytej w tym czasie wiedzy, ale także dać uczniom dodatkowy rok na podjęcie decyzji o zróżnicowaniu drogi edukacyjnej. Przesunięcie o rok selekcji do szkół ponadgimnazjalnych miało pozytywnie wpłynąć na wyrównywanie szans uczniów, którzy dłużej pozostawali w systemie jednolitym w ramach tzw. rejonizacji. Gimnazja miały być zatem sposobem na osiągnięcie pewnego rodzaju egalitaryzmu w dziedzinie obowiązkowej edukacji.
Chyba jeszcze istotniejszym celem wprowadzenia gimnazjów było jednak utworzenie takiej struktury systemu szkolnictwa, w którym etapy kształcenia będą odpowiadały potrzebom dzieci w danym wieku. Mówiąc wprost: ustawodawca chciał skończyć z sytuacją, w której dorastająca młodzież dzieli budynek szkolny z siedmiolatkami, co nie jest korzystne przede wszystkim dla tych drugich.
Zadaniem, które postawiono przed gimnazjami, było m.in. kształtowanie odpowiednich postaw moralnych, „wyrabianie ciekawości poznawczej i refleksyjnego stosunku do świata” oraz promowanie samodzielności. Gimnazjum miało być zatem miejscem, w którym praca wychowawcza odgrywa nie mniej istotną rolę co realizacja programu nauczania. Były minister edukacji Mirosław Handke stwierdził, że wyodrębnienie osobnej szkoły dla młodzieży w wieku 13-15 lat pozytywnie wpłynie na panującą w niej atmosferę i jakość opieki pedagogicznej, głównie dzięki zmniejszonej liczebności uczniów.
Zmiany w szkolnictwie zawodowym miały natomiast pozwolić na lepsze jego dopasowanie do potrzeb rynku pracy. Program nauczania w zawodówkach miał być nierozerwalnie związany z wykształceniem ogólnym tak, by oprócz nabycia specjalistycznych kwalifikacji uczeń otrzymał solidne podstawy do ewentualnego przekwalifikowania się. Uczniowie zasadniczych szkół zawodowych zyskali ponadto możliwość wcześniejszego niż dotychczas pójścia na studia – poprzedni system sprawiał, że musieli uczyć się aż 6 lat, by móc podejść do matury.
Rzadko formułowanym powodem reformy, na który zwracali uwagę głównie eksperci, były kwestie finansowe. W obliczu spodziewanego niżu demograficznego rząd chciał uniknąć podejmowania niepopularnych i – wydawałoby się – koniecznych decyzji o zamykaniu szkół i zwolnieniach nauczycieli. Poprzez włączenie do systemu gimnazjów udało się zapewnić dodatkowe etaty, a obowiązek finansowania szkół przerzucono na samorządy – oczywiście ku ich ogromnemu niezadowoleniu.
Gimnazjum – nieudany eksperyment?
Wzniosłe zapowiedzi i ambitne cele reformatorów szybko zderzyły się z rzeczywistością. Choć nieprawdą jest, że wprowadzenie gimnazjów przyniosło same problemy, to jednak z jakiegoś powodu postulat ich likwidacji napotkał po latach na podatny grunt.
Ocenę pierwszych skutków reformy odnajdujemy w raporcie zatytułowanym „Drugi rok reformy strukturalnej systemu oświaty: fakty i opinie” z 2001 roku. Niestety, dokument sporządzony przez Instytut Spraw Publicznych powstał na zlecenie ówczesnego Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu, co raczej nie wróży dobrze w kwestii jego bezstronności. Jak wynika z podsumowania badań przeprowadzonych przez ISP, pozytywne skutki wprowadzenia gimnazjów górują nad negatywnymi:
Nie ulega wątpliwości, że przeciętne gimnazjum jest lepiej wyposażone niż przeciętna szkoła podstawowa. Z naszych danych […] wynika, że salę gimnastyczną, czytelnię i pracownię komputerową, a także świetlicę, stołówkę i sklepik częściej można spotkać w gimnazjum niż w szkole podstawowej. W gimnazjum uczą lepiej wykształceni i młodsi nauczyciele, częściej naucza się dwóch języków obcych i częściej języka angielskiego. Gimnazjalista ma większą szansę na uzyskanie fachowej pomocy ze strony pedagoga szkolnego, psychologa, pielęgniarki lub lekarza […]. Słabych stron gimnazjum jest mniej. Należą do nich: ciasnota w budynku szkolnym, lekcje na II zmianie, mniejsza dostępność zajęć pozalekcyjnych i mniejsza szansa na uzyskanie pomocy materialnej.
Tłok w szkołach, brak środków
„Ciasnota” to całkiem trafne określenie sytuacji szkół gimnazjalnych, które, w założeniu, miały mieć przecież raczej „kameralny” charakter. Tymczasem wiele gimnazjów miejskich to placówki, w których na poziomie jednej klasy znajduje się przynajmniej 9 oddziałów. Konsekwencje łatwo przewidzieć – aby wszyscy uczniowie mogli w równym stopniu korzystać ze szkolnej infrastruktury, wprowadza się zmianowy system funkcjonowania placówki. W rezultacie część uczniów takich gimnazjów opuszcza szkołę w późnych godzinach popołudniowych, a nawet wieczorem.
Kolejną kwestią, często niesłusznie pomijaną w bieżącej dyskusji o szkolnictwie, jest finansowanie. Odpowiedzialne za utrzymywanie gimnazjów uczyniono samorządy gminne, do których należy także prowadzenie publicznych przedszkoli i podstawówek. Na ten cel gminy otrzymują subwencje. Jest to o tyle istotne, że poważnymi problemami gimnazjów okazały się wadliwa infrastruktura i brak wystarczających środków inwestycyjnych.
Sprzeciw nauczycieli
Niezadowolonych z reformy od początku było wielu nauczycieli, których zwyczajnie nie przygotowano do warunków pracy w nowej rzeczywistości. Wraz z reformą oświaty nie przeprowadzono bowiem koniecznych zmian w toku studiów pedagogicznych.
Po kliku latach od wprowadzenia gimnazjów nauczyciele zwracali uwagę na problem rozbicia procesu edukacji na trzy etapy, z których każdy wymaga dłuższego poznania ucznia. Krytykowali także program nauczania za powtarzanie tych samych treści na każdym etapie nauki. Co gorsza, zdaniem nauczycieli był on realizowany „pod testy”, a pogłębianie wiedzy schodziło na dalszy plan. Do tego trójstopniowy schemat organizacyjny, zamiast zapewniać nauczanie w przyjaznej atmosferze, potęgował presję związaną z chęcią zdania egzaminu i dostania się do dobrego gimnazjum lub szkoły średniej. W miejsce oczekiwanego dostosowania etapów edukacji do potrzeb uczniów w danym wieku otrzymaliśmy więc dziecięcy „wyścig szczurów”.
Środowisko nauczycieli miało żal o to, że reforma była nieprzemyślana i nie została skonsultowana z przedstawicielami tej grupy zawodowej. To zresztą cecha charakterystyczna rewolucji oświatowych w Polsce – rządy zapewniają, że w drodze konsultacji udało się osiągnąć porozumienie z nauczycielami, a wprowadzone zmiany zostały dokładnie przeanalizowane pod kątem ich możliwych skutków. Nauczyciele temu zaprzeczają, a rodzice – widząc, że reforma budzi negatywne emocje – zaczynają się bać. Oto przemyślenia Sławomira Broniarza, prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego, na ten temat z 2010 roku:
W skali krajowej zwracamy […] uwagę na skutki bezrefleksyjnej implementacji na polski grunt rozwiązań stosowanych w Europie. Takim elementem jest powstanie w Polsce systemu szkolnictwa zreformowanego, czyli szkoły podstawowej, gimnazjum i ponadgimnazjalnej, którego pierwowzorem był model anglosaski. Obyło się to bez żadnego pilotażu. Obecna tendencja do krytyki szczebla gimnazjalnego ma swoje podłoże w tym, że Polska ma dziwną manierę realizacji celów politycznych w postaci eksperymentowania na uczniach i pracownikach oświaty. Każdemu ministrowi edukacji towarzyszy przekonanie, że ma pełne prawo do decydowania o losach naszych dzieci bez podjęcia próby kompleksowego podejścia do reformy oświaty, zakładającego między innymi analizy, debaty, diagnozy, pilotaż, ewaluację i dopiero na ostatecznym etapie prac wprowadzenie zmian.
Nuda i lęk
Kompletnym fiaskiem zakończyła się realizacja, skądinąd słusznej, idei wyrównywania szans. Praktyka pokazała, że zamiast dać uczniom więcej czasu na wybór ścieżki edukacyjnej, następuje on jeszcze wcześniej niż dotychczas – już po sześciu latach szkoły podstawowej. W dodatku szybko wyszło na jaw, że zróżnicowanie uczniów gimnazjum pod kątem posiadanej wiedzy i chęci do jej zdobywania jest tak duże, że konieczne było wyodrębnienie klas (a nieraz całych placówek) o profilu zawodowym i, mówiąc bez ogródek, niższych wymaganiach. Konsekwencje? Uczniów podzielono poniekąd na „lepszych” i „gorszych”, co wprost przeczy egalitaryzmowi przyświecającemu reformie.
Wprowadzony w 1999 roku model miał zapewnić ogólne, jednolite wykształcenie wszystkim uczniom, niezależnie od ich zdolności. Jego zwolennicy przywoływali przykłady państw, w których funkcjonują gimnazja bądź ich odpowiedniki, zapominając, że rządy tych państw zadbały jednocześnie o zróżnicowanie oferty edukacyjnej (chociażby poprzez wprowadzenie gimnazjów o profilu ogólnym, technicznym czy zawodowym). W polskich gimnazjach, jak to określił prof. Józef Kozielecki, dominuje za to syndrom „NiL” – „nuda” (dla uzdolnionych uczniów) i „lęk” (uczniów słabszych).
Niesforni gimnazjaliści
W dodatku gimnazjum boryka się z wizerunkiem placówki, której uczniowie sprawiają wyjątkowe problemy wychowawcze. Przyczyniły się do tego licznie opisywane w mediach przypadki psychicznego znęcania się i przemocy gimnazjalistów wobec swoich kolegów. Po wydarzeniach z Gimnazjum nr 2 w Gdańsku (uczennica popełniła samobójstwo po tym, jak koledzy molestowali ją seksualnie na oczach całej klasy i nagrali całe zajście) były minister edukacji Roman Giertych ogłosił nawet program „Zero tolerancji dla przemocy w szkole”. Bezradność względem stwarzającej problemy wychowawcze młodzieży zgłaszali nauczyciele. Wielu z nich przyznawało, że praca w gimnazjum doprowadza ich wręcz do stanu załamania nerwowego.
Upadek szkolnictwa zawodowego
Spodziewanych rezultatów nie przyniosła także reforma szkolnictwa zawodowego. Powszechna jest opinia o niedostosowaniu programu nauczania szkół zawodowych do realiów rynku pracy. Potwierdzeniem tej tezy jest ubiegłoroczna opinia Najwyższej Izby Kontroli:
System szkolnictwa zawodowego nie jest skuteczny. Mimo iż na rynku brakuje fachowców, to absolwenci szkół zawodowych nie znajdują zatrudnienia. Poziom bezrobocia w tej grupie wynosi aż 41 proc. Główną przyczyną takiej sytuacji jest niedopasowanie oferty szkół zawodowych do potrzeb rynku pracy i niewystarczające warunki do nauki zawodu, co wpływa na jakość pracowników po zawodówkach.
Powrót do starych, dobrych czasów? Założenia reformy PIS-u
Edukacja jest jedną z tych dziedzin, w przypadku których obecny rząd nie unika wprowadzania zdecydowanych zmian. Wystarczy wspomnieć, że już w pierwszych tygodniach funkcjonowania tej kadencji Sejmu cofnięto obowiązek szkolny dla sześciolatków. To posunięcie, choć niezwykle istotne z punktu widzenia dzieci i ich rodziców, wydaje się jednak błahostką w porównaniu z kolejną reformą strukturalną systemu oświaty.
System edukacji po reformie PiS-u
„Likwidacja gimnazjów” to najczęściej padające sformułowanie określające zamysł rządu. Zmiany będą miały jednak charakter znacznie bardziej złożony. Sięgnijmy więc do nowelizacji ustawy Prawo oświatowe, by wiedzieć, co nas czeka.
Docelowo struktura szkolnictwa ma obejmować:
- 8-letnią szkołę podstawową,
- 4-letnie liceum ogólnokształcące,
- 5-letnie technikum,
- 3-letnią branżową szkołę I stopnia,
- 3-letnią szkołę specjalną przysposabiającą do pracy,
- 2-letnią branżową szkołę II stopnia,
- szkołę policealną.
Nie będzie więc w niej miejsca dla gimnazjów, do których rekrutacja nie będzie już dłużej prowadzona. Stopniowe wygaszanie gimnazjów potrwa tak długo, aż ostatnie roczniki, które zdążyły rozpocząć już naukę w gimnazjum, zakończą edukację na tym etapie (czyli do końca roku szkolnego 2018/2019). Uczniowie, którzy w czerwcu tego roku ukończyli szóstą klasę szkoły podstawowej, rozpoczną naukę w klasie siódmej.
Obowiązkowa edukacja trwać będzie do ukończenia 15. roku życia, a więc o rok krócej niż w ostatnich latach. Wydłużony został za to czas edukacji w liceach i technikach (odpowiednio 4 i 5 lat zamiast 3 i 4). Prawdziwa rewolucja czeka nieefektywne i mocno krytykowane szkolnictwo zawodowe. Już w tym roku szkołę zawodową zastąpi dwustopniowa szkoła branżowa. W 3-letniej szkole I stopnia uczeń ma zdobywać wiedzę i umiejętności potrzebne do podjęcia pracy w danym zawodzie. Chętni będą mogli kontynuować naukę w 2-letniej szkole II stopnia.
Celem odejścia od szkół zawodowych i powołania dwustopniowych szkół branżowych jest zwiększenie odpowiedzialności przedsiębiorców za kształcenie zawodowe. Ponadto reforma stanowi odejście od dotychczasowego modelu w tym sensie, że w nauczaniu zostanie położony większy nacisk na przygotowanie do zawodu, a mniejszy na kształcenie ogólne. 5-letnia edukacja w szkołach branżowych I i II stopnia zakończy się bowiem maturą branżową – taką, która umożliwia podjęcie pracy lub kontynuację nauki w wyższej szkole zawodowej. By uczeń mógł zdawać maturę klasyczną i dostać się na studia niezwiązane z zawodem, będzie musiał ukończyć dodatkowo liceum dla dorosłych. Wydłużenie nauki w szkole branżowej I stopnia do 3 lat ma sprawić, że uczniowie tych szkół będą lepiej przygotowani do zawodu niż absolwenci 2-letnich zawodówek.
Uczniowie będą zdawać egzaminy kończące poszczególne etapy edukacji. Choć rząd zrezygnował niedawno z obowiązkowych sprawdzianów na koniec podstawówki, to uczniów ósmej klasy nowej szkoły podstawowej będzie czekał obowiązkowy egzamin zewnętrzny z języka polskiego, obcego, matematyki i przedmiotu do wyboru spośród biologii, fizyki, chemii, geografii i historii. Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych będą zdawali maturę lub egzaminy potwierdzające kwalifikacje w zawodzie.
Skończyć z psuciem dzieci
Politycy partii rządzącej uzasadniają likwidację gimnazjów wspomnianymi mankamentami – na plan pierwszy wysuwa się argument o sprawianych przez gimnazjalistów problemach wychowawczych.
Gimnazjum stało się szkołą, która zaczęła generować więcej kosztów niż pożytku. […] Szkoły gimnazjalne stanęły na czele w niechlubnego rankingu przestępczości szkolnej
– stwierdził poseł PiS Sławomir Kłoskowski.
Poseł Marek Łatas, także z PiS, dodaje:
Obecny system psuje dzieci już w podstawówce, dając im sygnał: czy się uczysz, czy nie i tak gdzieś dalej pójdziesz, podobnie jest w gimnazjum. I przez to brakuje motywacji do nauki.
Gimnazja się nie sprawdziły
Argumentacja zwolenników bieżącej reformy opiera się raczej na krytyce wprowadzenia gimnazjów niż akcentowaniu potencjalnych, pozytywnych skutków ich likwidacji. Rząd podkreśla, że reforma z 1999 roku okazała się niewypałem, a powrót do 8-letniej podstawówki i 4-letniego liceum był jedną z obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.
Zwolennikami likwidacji gimnazjów są zresztą nie tylko politycy PiS-u. Prezes Fundacji Rozwoju Edukacji i Szkolnictwa Wyższego Grażyna Kaczmarczyk pochwala to posunięcie – choć od razu należy dodać, że nadzór nad FREiSW sprawuje… MEN.
Nuda dotyka najzdolniejszych gimnazjalistów, a lęk tych najsłabszych. Dlatego trzeba wygasić szkoły, które się ewidentnie nie sprawdziły. Młodzież, która trafia do gimnazjów, z punktu widzenia wychowawczego znajduje się w najtrudniejszym wieku. Zostaje wyrwana z dotychczasowych, dobrze znanych, oswojonych środowisk i rzucona na dziewiczy grunt. Musi adaptować się do nowych grup rówieśniczych, poznawać nowych nauczycieli i ich wymagania, na nowo budować swoją pozycję w klasie, zabiegać o akceptację kolegów i pedagogów. […] Taki eksperyment z pewnością nie służy zwiększaniu szans edukacyjnych dzieci
– uważa Kaczmaczyk.
Ukryty powód – oszczędności
Kolejną motywacją rządu są oszczędności. Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich tłumaczy:
Zakładanie w każdym gimnazjum ośmioklasowej szkoły podstawowej wymagałoby wymiany wyposażenia. Jeśli jednak starsze klasy szkoły podstawowej mogłyby pozostać w budynku gimnazjum, reorganizacja nie byłaby dotkliwa. Tańsze byłoby też zarządzanie taką szkołą. Na przykład wystarczyłby jeden dyrektor.
Wraz z reformą do powiatów, które są odpowiedzialne za prowadzenie szkół średnich, trafi większa kwota subwencji z tytułu dodatkowego rocznika w liceach. Oczywiście odpowiednio mniejsze subwencje otrzymają gminy, którym ubędzie jeden rocznik; obecnie „pod opieką” gmin jest 9 roczników (6+3), po reformie będzie ich 8. Mimo to gminy również będą mogły zaoszczędzić. W jaki sposób? Kubalski tłumaczy, że reforma otwiera przed nimi furtkę do zwolnienia nauczycieli. Aktualnie w gimnazjach na 100 tysiącach etatów zatrudnionych jest ich ponad 170 tysięcy. Pomimo niżu demograficznego liczba ta utrzymuje się na stałym poziomie.
Nadzieje przewyższają obawy
Wyniki tegorocznego badania CBOS-u wskazują, że rządowa reforma cieszy się wśród Polaków dość solidnym poparciem. Jedynie co czwarty badany przyznał, że proponowane zmiany budzą w nim więcej obaw niż nadziei. Najliczniejszą grupę (34%) stanowiły osoby, które wiążą z reformą więcej nadziei niż obaw. U 31% reforma wzbudza tyle samo obaw co nadziei.
Niech zostanie tak, jak jest. Argumenty przeciw reformie oświaty
Decyzja o likwidacji gimnazjów ma swoich licznych przeciwników – również wśród tych, którzy zdają sobie sprawę z niedoskonałości reformy z 1999 roku. Obawy przed chaosem i kolejną nieprzemyślaną rewolucją w szkolnictwie są jednak na tyle poważne, że wolą oni pozostać przy dotychczasowym systemie; tym bardziej, że, obok niewątpliwych mankamentów, przyniósł on także dobre owoce.
Gimnazja dobrze uczą
Wystarczy przeanalizować wyniki osiągane przez polskich uczniów w porównaniu z kolegami z zagranicy. Badania PISA jednoznacznie wskazują, że poziom nauczania w obecnym systemie jest dość wysoki. W ostatnich testach PISA wzięli udział uczniowie z 16 polskich gimnazjów i 9 szkół ponadgimnazjalnych. Uzyskali oni wyniki powyżej średniej i to we wszystkich badanych obszarach, m.in. 8. miejsce w UE pod względem umiejętności matematycznych i 5. w czytaniu ze zrozumieniem.
Poziom nauczania w gimnazjum został także wysoko oceniony przez ankietowanych we wspomnianym badaniu CBOS-u. Choć gimnazja zanotowały nieco mniej pozytywnych opinii niż szkoły podstawowe czy licea, to korzystnie o poziomie kształcenia w publicznych gimnazjach wciąż wypowiada się 53% respondentów, a także 6 na 10 rodziców dzieci wieku do 18 lat. „Może zamiast niszczyć to, co działa dobrze, lepiej naprawiać to, co nie działa?” – pyta retorycznie lektor z filmiku umieszczonego w sieci przez ruch „Rodzice przeciwko reformie edukacji”.
Likwidacja nie jest receptą na problemy wychowawcze
Wygaszanie gimnazjów sprawi, że obecni siedmiolatkowie już teraz trafią do jednej szkoły z trzynastolatkami. W kolejnych latach szkoła podstawowa stanie się placówką dla dzieci i młodzieży w wieku od 7 do 15 lat. To szczególnie niepokoi rodziców dzieci z klas początkowych. Istnieją obawy, że sprawiająca problemy wychowawcze młodzież nie stanie się wcale bardziej zdyscyplinowana, gdy będzie dzieliła budynek szkolny z młodszymi dziećmi. Prof. Krzysztof Konarzewski skomentował to w ten sposób:
To prawda, że gimnazjum jest trudną szkołą, ale to dlatego, że ucząca się tam młodzież jest w trudnym wieku. Wcale nie stanie się grzeczniejsza, gdy znowu zostanie połączona z najmłodszymi. Badania poziomu agresji w dawnej szkole podstawowej w klasach 7 i 8 pokazują, że pod tym względem niczym nie różniła się ona od nowego gimnazjum.
Z drugiej strony nie brakuje ekspertów, którzy sceptycznie podchodzą do funkcjonującego w świadomości społecznej wizerunku gimnazjów – w związku z tym argument o wygaszaniu tych szkół z pobudek wychowawczych uznają za nieuzasadniony.
Gimnazja mają swoją czarną legendę, której nie potwierdzają jednak znane mi statystyki. Nie ma dowodów na to, że np. zachowania przemocowe czy inne patologie występowały częściej czy w ostrzejszej formie w gimnazjach niż w innych typach szkół
– mówi w rozmowie z „Krytyką polityczną” socjolog dr Przemysław Sadura.
Nauczyciele – lęk przed zwolnieniami
Co ciekawe, nauczyciele, którzy przecież głośno protestowali przeciwko wprowadzeniu gimnazjów, teraz równie zaciekle sprzeciwiają się ich likwidacji.
[…] przecież przez te 17 lat zdążyli się do swojej sytuacji przystosować i przyzwyczaić. Zwłaszcza niezadowoleni będą nauczyciele gimnazjów, którzy stracą swoje miejsca pracy, a nie mają pewności, czy znajdą inne i co w ogóle będą robić
– tłumaczy Sadura.
Nauczyciele nie wierzą w zapewnienia rządu, że każdy nauczyciel gimnazjum znajdzie pracę w innej szkole. Co więcej, mają ku temu podstawy, gdyż już teraz z całej Polski dochodzą sygnały o sporach sądowych między nauczycielami a szkołami. ZNP szacuje, że tylko na Podkarpaciu – gdzie na wejście na drogę sądową zdecydowało się już co najmniej kilkunastu nauczycieli – pracę może stracić blisko 500 osób, a dla ponad 1,6 tys. reforma będzie oznaczała zmienione warunki zatrudnienia. Trudno wskazać liczbę nauczycieli zagrożonych utratą pracy w skali całego kraju – w tym przypadku szacunki są różne, zwykle mieszczą się jednak w granicach kilkudziesięciu tysięcy (sam ZNP mówił w ubiegłym roku o liczbie ok. 45 tysięcy).
Chaos w szkołach – rekrutacja, brak nowych programów nauczania
Zdaniem przeciwników reformy likwidacja gimnazjów spowoduje niewyobrażalny chaos. Nie pomaga fakt, że świadomość opinii publicznej na temat zmian jest raczej niska. Z badań CBOS-u wynika, że choć na początku tego roku o reformie słyszało aż 94% ankietowanych, to zaledwie połowa z nich wiedziała, na czym proponowane zmiany mają polegać.
Zresztą niedoinformowani mają prawo czuć się nawet ci, którzy szczegółowych wizji rządu aktywnie poszukują. Wynika to z faktu, że udzielane przez MEN informacje są często szczątkowe, a nieraz wręcz sprzeczne. Przykład? Dyrektorzy samodzielnie funkcjonujących gimnazjów (stanowią one 40% wszystkich szkół gimnazjalnych) chcieli się dowiedzieć, czy możliwe będzie prowadzenie szkoły powszechnej (nowej, 8-letniej podstawówki) wyłącznie dla klas V-VIII. Początkowo minister Zalewska sugerowała, że tak, a po pewnym czasie temu zaprzeczyła. Z zaakceptowanej przez resort notatki ze spotkania Zalewskiej z dyrektorami wynika natomiast, że taka możliwość będzie, jednak dopiero po połączeniu się ze szkołą powszechną.
Jak wskazuje Anna Nowacka-Devillard, współzałożycielka Polsko-Francuskiego Niepublicznego Gimnazjum „La Fontaine”, w Polsce działa prawie 800 niepublicznych gimnazjów. Przewiduje też, że większość z nich czeka likwidacja, a te, które przetrwają, będą przepełnione.
W najbliższych latach niemal na pewno będziemy świadkami chaosu związanego z rekrutacją do liceum i na studia. Uczniowie, którzy właśnie ukończyli szóstą klasę podstawówki będą ubiegali się o przyjęcie na studia wraz z uczniami po pierwszej klasy gimnazjum. Jeszcze wcześniej, bo już w 2019 roku, do liceum trafi ponad 700 tysięcy(!) dzieci. Właśnie w tym roku gimnazjum i szkołę podstawową skończą bowiem trzy roczniki. Dlaczego aż trzy? To nie tylko efekt reformy rządu PiS, ale także obowiązującego przez chwilę obniżenia wieku szkolnego do 6 lat.
Pozornie rozwiązana została kwestia programów nauczania. Problemem pozostaje fakt, że MEN długo zwlekał z ich prezentacją, a nowa podstawa programowa oznacza także konieczność opracowania nowych podręczników. Krytycy obawiają się, że pośpiech odbije się znacząco na ich jakości. To wszystko dodatkowo potęguje wrażenie, że rząd wprowadza zmiany chaotycznie i w nieprzemyślany sposób.
Podsumowanie
Obie reformy – zarówno ta z 1999 roku, jak i przygotowana przez minister Zalewską – nie zostały dostatecznie skonsultowane ze środowiskiem nauczycielskim. Rzadko eksponowanym, choć niezwykle istotnym powodem ich wprowadzenia są kwestie finansowe. O ile reforma rządu Buzka miała przynajmniej kompleksowy charakter (decentralizacja szkolnictwa, zmiany w finansowaniu), a argumenty za nią przemawiające były generalnie solidne i zrozumiałe, o tyle reforma PiS-u wciąż pozostaje wielką niewiadomą.
Reforma z 1999 roku nie przyniosła spodziewanych efektów, zwłaszcza w zakresie szkolnictwa zawodowego. Nie udało się też zrealizować idei wyrównywania szans uczniów szkół podstawowych i gimnazjów. Niewiele wskazuje na to, by propozycje obecnego rządu mogły naprawić to, co tej naprawy wymaga. Wprowadzanie zmian w atmosferze chaosu nie wróży dobrze ani nauczycielom, ani uczniom.
Być może polski system oświaty nie wymaga wcale rewolucji, a kilku mniej spektakularnych zmian jakościowych – dofinansowania, rewizji systemu testów i sprawdzianów albo zmniejszeniu liczebności klas? To ostatnie rozwiązanie nie dość, że pozwoliłoby na uniknięcie zwolnień w obliczu niżu demograficznego, to jeszcze mogłoby realnie wpłynąć na jakość nauczania.
Systemowi edukacji w Polsce zdecydowanie brakuje stabilizacji (o czym pisaliśmy w analizie dotyczącej problemów kadry nauczycielskiej w Polsce oraz analizie na temat zewnętrznych uwarunkowaniach systemu oświaty). Kolejne rządy burzą dotychczasowy porządek i próbują zbudować coś nowego – niekoniecznie lepszego. Niestety, trudno liczyć na to, by na drodze politycznego konsensusu udało się opracować spójną strategię, która ukształtowałaby system na kolejne dziesięciolecia.
Gimnazja zostały wprowadzone do polskiego systemu oświaty w ramach reformy z 1999 roku. Jednocześnie ustawodawca przeorganizował sposób funkcjonowania szkolnictwa zawodowego oraz wprowadził sprawdziany i egzaminy monitorujące postępy uczniów na każdym etapie edukacji.
Celem reformy z 1999 roku było wyrównywanie szans uczniów poprzez przesunięcie o rok selekcji do szkół ponadgimnazjalnych. Istotne było także dostosowanie systemu do potrzeb uczniów w różnym wieku. Ukrytą intencją rządu Buzka były oszczędności, przy jednoczesnym uniknięciu zwolnień nauczycieli.
18 lat po reformie możemy stwierdzić, że nie do końca spełniła ona oczekiwania ustawodawcy. Gimnazja są często przepełnione, niedofinansowane, dzielą uczniów na zdolnych i mniej zdolnych, a ich uczniowie sprawiają liczne problemy wychowawcze. Szkolnictwo zawodowe nie odpowiada natomiast na potrzeby rynku pracy.
Wraz z początkiem roku szkolnego ruszy proces stopniowego wygaszania gimnazjów. Uczniowie, którzy ukończyli szóstą klasę szkoły podstawowej, otrzymali promocję do klasy siódmej. Ci, którzy rozpoczęli już edukację w gimnazjum, zakończą ją zgodnie z dotychczasowym systemem. Szkoły zawodowe zostaną zastąpione dwustopniowymi szkołami branżowymi.
Wprowadzeniu rządowej reformy od początku towarzyszy sprzeciw wielu nauczycieli, którzy obawiają się utraty pracy. Rodzice boją się chaosu związanego z programami nauczania i rekrutacją do kolejnych szkół.
Źródła:
Zreformowany system edukacji i jego wpływ na kształcenie i wychowanie dzieci w publicznych szkołach podstawowych, M. Kletke – Milejska, 2007 r.
Komercjalizacja edukacji. Konsekwencje i nowe zagrożenia, Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a, 2010 r. (PDF)
Polacy o reformie systemu edukacji, komunikat z badań CBOS, 2017 r. (PDF)
Drugi rok reformy strukturalnej systemu oświaty: fakty i opinie, Instytut Spraw Publicznych, 2001 r. (PDF)
Czarna legenda gimnazjów. Rozmowa z Przemysławem Sadurą, 2016 r.
Dodaj komentarz
1 Komentarz do "Likwidacja gimnazjów – nadzieje i obawy związane z rządową reformą edukacji"
reformę można było przemyśleć w konsultacji z nauczycielami i rodzicami, wyeliminować to co nie przynosiło określonych rezultatów dobrych dla uczniów, a nie wprowadzać rozgardiaszu ,jest to nie przemyślana, przygotowana na kolanie reforma, na żywym organizmie., a Pani Minister Zalewskiej zalecam przesłuchanie swojej wypowiedzi w sprawie reform w szkolnictwie i przeanalizowaniu krajów dopracowujących reformę na które się powoływała.