Ostatnimi czasy w dyskusjach na tematy gospodarcze i polityczne coraz częściej słychać o tzw. niewidzialnej ręce wolnego rynku. Koncept ten momentami urasta nawet do roli deus ex machiny – magicznego rozwiązania problemów, nad którymi ekonomiści od lat łamią sobie głowy. Ile jednak jest w tym prawdy? Czy niewidzialna ręka faktycznie może zbawić świat w obliczu szerzących się kryzysów gospodarczych i politycznych, deflacji oraz wysokiego bezrobocia? I, przede wszystkim, czym w istocie jest mityczna niewidzialna ręka?
Definicja niewidzialnej ręki rynku
Autorem pojęcia „niewidzialna ręka” jest szkocki myśliciel Adam Smith, uważany za ojca liberalizmu ekonomicznego. W swoim sztandarowym dziele „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów” z 1776 roku (skrótowo zwanym też po prostu „Bogactwem narodów”) pisał:
[Każdy] ma wyłącznie na uwadze swe własne bezpieczeństwo, a gdy kieruje wytwórczością tak, aby jej produkt posiadał możliwie najwyższą wartość, myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście. Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć, aby wiele dobrego zdziałali ludzie, którzy udawali, iż handlują dla dobra społecznego.
Niewidzialna ręka prowadzi więc do nieplanowanych efektów społecznych, wynikających z działań jednostki: kierując się wyłącznie własnym interesem, pojedynczy uczestnik rynku może przyczynić się do dobrobytu całego społeczeństwa znacznie bardziej niż gdyby podejmował celowe kroki w tym kierunku.
Nie jest to jednak pierwsze wykorzystanie tego terminu (którego nota bene Smith użył w swoich pracach zaledwie trzykrotnie). Blisko 20 lat wcześniej, w 1759 roku, wzmianka o niewidzialnej ręce pojawiła się w „Teorii uczuć moralnych”:
Daremnie dumny, nieczuły właściciel ogląda swoje pola i nie myśląc o potrzebach swoich współbraci, w wyobraźni spożywa cale żniwa, które z nich się zbiera. (…) Pojemność jego żołądka nie odpowiada ogromowi jego pragnień i nie pomieści więcej żywności niż żołądek najnędzniejszego wieśniaka. Resztę jest zmuszony rozdzielić między tych, którzy przygotowują najskrupulatniej tę odrobinę, którą on sam może wykorzystać; (…) [Bogaci] Spożywają niewiele więcej niż człowiek biedny, i pomimo naturalnego samolubstwa i zachłanności, choć mają na względzie jedynie własną wygodę, choć jedynym celem wysuwanym wobec kroci zatrudnianych do ciężkiej pracy ludzi jest zaspokojenie ich własnych czczych nienasyconych pragnień, dzielą z biedakami produkt ich wkładu do pomnożenia zbiorów. Niewidzialna ręka prowadzi ich do dokonania nieomal takiego samego podziału artykułów pierwszej potrzeby, który by następował, gdyby podzielić ziemię na jednakowe części między wszystkich jej mieszkańców i w ten sposób samorzutnie i bezwiednie przyczynia się do zwiększenia korzyści społeczeństwa i dostarcza środków do rozmnażania gatunków.
Koncepcja niewidzialnej ręki wiąże się z innym pojęciem de facto stworzonym przez Smitha, choć usystematyzowanym w XIX wieku przez Johna Stuarta Milla: homo oeconomicus (człowieka racjonalnego). Paradygmat ten zakłada, że człowiek dąży zawsze do maksymalizacji osiąganych zysków i dokonuje wyborów, kierując się wyłącznie własnym rachunkiem ekonomicznym (można więc nazwać go „utylitarnym egoistą”). Oczywiście jest to model czysto teoretyczny, ponieważ na nasze decyzje – i współcześnie, i w czasach Smitha – wpływa dużo więcej czynników niż tylko prosty rachunek zysków i strat.
Wbrew powszechnemu przekonaniu, Smith nigdy nie uważał, że każdy przejaw ekonomicznej chciwości jednostki powoduje bogacenie społeczeństwa ani że tworzenie wszystkich dóbr publicznych powodowana jest właśnie tą chciwością. Twierdził wyłącznie, że w warunkach wolnorynkowych ludzie zazwyczaj produkują te dobra, które są jednocześnie pożądane przez ich sąsiadów.
Niektóre dobra publiczne są wytwarzane przez inicjatywy prywatne. Przykładem mogą być przedsiębiorcy, którzy tworząc firmy dla własnego zysku nie tylko dają zatrudnienie pracownikom, ale także zwiększają potencjał miasta, w którym działają. Miasto, w którym są miejsca pracy przyciąga nowe osoby, które chcą w nim żyć i pracować.
Przykłady mechanizmu działania niewidzialnej ręki
Jednym z przykładów funkcjonowania niewidzialnej ręki w praktyce jest przytoczony w „Badaniach…” casus nauczyciela. Smith pisze:
W niektórych uniwersytetach pobory stanowią jedynie część wynagrodzenia nauczycieli, i to niejednokrotnie część bardzo niewielką; przeważająca część pochodzi z honorariów oraz opłat uczniowskich. (…) Dobre imię w zawodzie posiada [dla nauczyciela] nadal pewne znaczenie i w pewnym stopniu wciąż zależy od przywiązania, wdzięczności i przychylnej opinii tych, którzy słuchali jego wykładów. Nauczyciel zaś zdobędzie te przychylne uczucia najprawdopodobniej wówczas, gdy sobie na nie zasłuży, to jest dzięki umiejętności i staranności, z jaką wykonuje swoje obowiązki.
Nauczyciel, kierując się osobistymi pobudkami (tu: chęcią większych zarobków), wkłada większy wysiłek w rzetelne nauczanie, gdyż jego kompetencje przyciągną uczniów, a wraz z nimi – ich pieniądze. Niewidzialna ręka powoduje więc podniesienie poziomu edukacji na danej uczelni, a co za tym idzie – rozwój społeczeństwa.
Smith przedstawia też efekty działania odwrotnego, odwołując się do ówczesnej polityki Uniwersytetu Oksfordzkiego:
W innych znów uniwersytetach nauczycielowi nie wolno pobierać żadnego honorarium ani opłat od uczniów; pobory stanowią całość dochodów, jakie otrzymuje z tytułu zajmowanego stanowiska. W tym przypadku jego osobisty interes jest tak diametralnie sprzeczny z jego obowiązkami, jak to jest tylko możliwe. W interesie każdego człowieka leży, by żyć możliwie najwygodniej; jeżeli wynagrodzenie ma być dokładnie takie samo niezależnie od tego, czy wykonuje on jakiś uciążliwy obowiązek, czy też go nie wykonuje, to oczywiście będzie leżało w jego interesie (…) by swe obowiązki zaniedbał zupełnie (…). W uniwersytecie oxfordzkim już od wielu lat większość publicznie nauczających profesorów całkowicie zrezygnowała nawet z pozorów nauczania.
Łatwo możemy to przenieść również na bardziej współczesny grunt. Nie od dziś wiadomo, że jedną z najlepszych technik motywacyjnych jest pozytywne wzmocnienie, a więc system nagradzania za ponadprzeciętne wyniki (w przeciwieństwie do motywacji negatywnej – karania za niedostateczne rezultaty). Mając przed sobą perspektywę premii lub benefitów pozapłacowych (np. służbowego telefonu, karnetu na siłownię) jesteśmy bardziej skłonni do zwiększonych starań. Dzięki temu nie tylko my zarabiamy więcej, ale i nasze miejsce pracy generuje wyższe zyski. Do koncepcji niewidzialnej ręki często odnoszą się pracodawcy poszukujący pracowników sprzedażowych, np. telemarketerów lub ekspedientów. Oferowany system prowizyjny (czasem nawet bez tzw. podstawy) sprawia, że w interesie pracownika jest jak najwyższy wynik. Podobnie jest np. z prawnikami – większą motywację do wygrania sprawy ma ten, który otrzymuje procent od wysądzonego odszkodowania, a nie stałą kwotę niezależnie od efektu.
Na drugim końcu osi możemy ulokować znane powiedzenie z epoki PRL-u: „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”. Świadomość identycznego wynagrodzenia niezależnie od efektów pracy powodowała, że jakiekolwiek przejawy kreatywności i inwencji były duszone w zarodku, ponieważ dodatkowy wysiłek nie wiązał się z żadnymi wymiernymi korzyściami.
Zaskakujące obszary działania niewidzialnej ręki
Niewidzialna ręka ma jednak zastosowanie nie tylko w naukach ekonomicznych. Cały szereg przykładów z innych dziedzin – zwanych u niego „wyjaśnieniami na zasadzie niewidzialnej ręki” – przytacza Robert Nozick w książce „Anarchia, państwo, utopia”:
- W biologii: ewolucjonistyczne wyjaśnienia cech organizmów i populacji (na zasadzie przypadkowej mutacji, doboru naturalnego, zmian genetycznych itd.); zwierzęta łączą się w pary z odpowiednimi osobnikami (silnymi samcami bądź płodnymi samicami), aby przekazać potomstwu możliwie najlepszy zestaw cech – niewidzialna ręka pozwala nie tylko na przetrwanie gatunku, ale również na jego adaptację do zmieniających się warunków (np. w zimnych rejonach kolejne pokolenia mają coraz grubsze futro).
- W socjologii: podany przez Thomasa Schellinga („American Economic Review”, maj 1969, s. 488-493) model wyjaśniający, który tłumaczy, w jaki sposób układ skrajnej segregacji mieszkaniowej może być wytworzony przez ludzi, którzy tego nie pragną, lecz chcą, na przykład, żyć w takim sąsiedztwie, gdzie 55 procent mieszkańców należy do ich grupy społecznej, i stosownie do tego pragnienia zmieniają miejsce zamieszkania; niewidzialna ręka powoduje samoistne tworzenie np. osiedli robotniczych lub imigranckich – nieznający języka Polak w Anglii woli mieszkać w otoczeniu innych Polaków (nawet w gorszych warunkach) niż wśród ludności lokalnej.
- W zarządzaniu: struktury wynikające z działania modyfikacji Fredericka Freya modyfikacji zasady Petera: ludzie wznoszą się o trzy stopnie ponad poziom niekompetencji, zanim ich niekompetencja zostanie wykryta.
- W antropologii: wyjaśnianie „intelektualnej wyższości Żydów” tym przede wszystkim, że podczas gdy rabini żyli w atmosferze zachęty do małżeństwa i prokreacji, wielka liczba najinteligentniejszych katolików płci męskiej przez stulecia żyła bezpotomnie.
Wyraźnie więc widać, że niewidzialna ręka jest narzędziem bardzo wszechstronnym. Za jej pomocą można tłumaczyć nie tylko zjawiska ekonomiczne, ale również socjologiczne lub biologiczne.
Krytyka mechanizmu
Jednym z najbardziej znanych krytycznych cytatów odnoszących się do idei niewidzialnej ręki jest fragment pochodzący z książki Josepha E. Stiglitza „The Roaring Nineties” („Ryczące dziewięćdziesiątki”): powodem, dla którego niewidzialna ręka często wydaje się niewidzialna, jest to, że często w ogóle jej tam nie ma. Stiglitz odniósł się m.in. do kwestii tzw. efektów zewnętrznych, które wypaczają efektywność mechanizmów rynkowych. Zwrócił też uwagę, że rynki same z siebie właściwie nie wnoszą żadnego wkładu w sferę badań i rozwoju – większość przełomowych odkryć i wynalazków, jak Internet, linie telegraficzne czy biotechnologie, była finansowana przez sektor rządowy, a nie prywatnych przedsiębiorców. W niektórych sferach gospodarki udział państwa jest wręcz nieunikniony, gdyż niewidzialna ręka nie może spełnić swojej funkcji.
Pojęcie niewidzialnej ręki stało się również przyczynkiem do kilku gier słownych. Warto tu wspomnieć o dwóch z nich: widzialnej ręce (visible hand) Alfreda D. Chandlera oraz znikającej ręce (vanishing hand) Richarda Langlois.
Widzialna ręka Chandlera
Widzialna ręka średniego szczebla zarządzania (termin pochodzi z książki „The Visible Hand: The Managerial Revolution in American Business” – „Widzialna ręka: rewolucja menedżerska w amerykańskim biznesie”) – zdaniem autora – w XIX wieku zastąpiła niewidzialną rękę wolnego rynku i stała się najsilniejszą instytucją w gospodarce Stanów Zjednoczonych. Chandler przedstawił osiem powodów na poparcie swojej tezy, wśród których można wyróżnić m.in. wzrost roli dużych firm na rynku i konieczność stworzenia hierarchii zarządzania, by umożliwić ich maksymalnie efektywne funkcjonowanie.
Chandler zwrócił uwagę, że rozwój wielooddziałowych przedsiębiorstw w drugiej połowie XIX wieku pozwolił na osiąganie potencjalnie większych zysków niż mechanizmy stricte rynkowe, m.in. dzięki zastosowaniu efektu skali (im więcej produkujemy, tym niższy jest przeciętny koszt wytworzenia jednostki towaru). Efektywne zarządzanie dużym biznesem nie byłoby jednak możliwe bez menedżerów różnych szczebli – w innym przypadku przedsiębiorstwo funkcjonowałoby wyłącznie jako grupa małych, całkowicie niezależnych od siebie oddziałów. Z kolei kadra dyrektorska – menedżerowie najwyższego szczebla – nie mogła sama doglądać każdego aspektu działalności firmy, stąd potrzeba wprowadzenia menedżerów średniego szczebla (takim menedżerem jest np. kierownik zakładu lub szef wydziału), których rolą było wcielanie w życie planów opracowanych na wyższym szczeblu oraz nadzór i koordynacja działań menedżerów niższego szczebla (np. brygadzistów). Średni szczebel zarządzania był więc niejako spoiwem między podrzędnymi pracownikami a szefostwem, usprawniającym pracę organizacji. W ten sposób „niewidzialne” mechanizmy rynkowe straciły dominującą pozycję na rzecz „widzialnych” menedżerów. W 1978 roku Chandler otrzymał za swoją książkę Nagrodę Pulitzera w kategorii historia.
Znikająca ręka Langloisa
Teoria znikającej ręki to koncept powstały dopiero w ostatniej dekadzie. Langlois częściowo przyznał rację Chandlerowi, jednak wskazał na konieczność wprowadzenia pewnych poprawek. O ile zgodził się z istnieniem widzialnej ręki, która poprzez integrację pionową (jedna firma zaangażowana jest w różne części procesu produkcji, a więc np. produkcję materiałów, produkcję gotowego towaru, procesy logistyczne i sprzedaż detaliczną) wpływa na długoterminowy wzrost w danej gałęzi, o tyle w późniejszych fazach ustępuje ona (a więc „znika”) niewidzialnej ręce w ujęciu zbliżonym do zaprezentowanego przez Adama Smitha – specjalizacja pozwala siłom rynkowym na efektywniejszą dystrybucję zysków. Innymi słowy, duże korporacje stopniowo odchodzą od integracji pionowej na rzecz dezintegracji, np. sięgając po outsourcing zamiast samodzielnie kontrolować wszystkie etapy produkcji.
Kiedy niewidzialna ręka nie działa?
Jak wspominaliśmy wcześniej, Adam Smith nie twierdził, że nieskrępowane działania jednostki zawsze przynoszą korzyść całemu społeczeństwu. Szczególnie wyraźnie było to widać w XX wieku, kiedy kryzysy gospodarcze spowodowały zwrot w kierunku doktryn interwencjonistycznych. Coraz częściej zaczęto zwracać uwagę na scenariusze, w których homo oeconomicus swoimi decyzjami szkodzi społeczności, a więc pośrednio i samemu sobie.
Współdzielone zasoby
Jedną z tzw. pułapek społecznych – sytuacji, kiedy chciwość jednostki prowadzi do strat społeczeństwa – jest koncepcja tragedii wspólnego pastwiska Williama Forstera Lloyda, rozwinięta w 1968 roku przez Garretta Hardina. Hardin posłużył się przykładem pastwiska, do którego mieli dostęp wszyscy zainteresowani rolnicy.
Naturalne jest, że każdy z gospodarzy będzie chciał wypasać na nim maksymalnie dużo krów, by otrzymać jak najwięcej mleka. W pewnym momencie krów jest więc dokładnie tyle, ile może wyżywić pastwisko (trawa odrasta dokładnie w takim tempie, w jakim jest zjadana).
Gospodarz – wciąż kierując się ekonomiczną chciwością – dodaje do stada jeszcze jedną krowę. Zyskuje przez to więcej mleka (pożytek dla gospodarza o wartości +1), a choć trawa odrasta wolniej, negatywny efekt rozkładany jest na całe stado (strata o wartości <1, ponieważ w równym stopniu tracą wszyscy gospodarze). Zyski przewyższają straty, a więc logiczną decyzją dla każdego jest wprowadzanie kolejnych krów na pastwisko.
Ostatecznie trawa całkowicie przestaje odrastać, pastwisko traci swoją funkcję, a krowy przestają dawać mleko (bo nie mają trawy, którą mogą się żywić). Maksymalizacja efektów jednostki prowadzi więc do skrajnie negatywnych efektów – tragedii.
Efekty zewnętrzne
Na podobnej zasadzie społeczeństwo traci w przypadku tzw. efektów zewnętrznych – przeniesienia części kosztu na podmioty trzecie. Jak wiemy, działalność zakładów przemysłowych z zasady ma raczej negatywny wpływ na środowisko. Zgodnie z koncepcją homo oeconomicus, właścicielowi fabryki zależy w pierwszej kolejności na maksymalizacji zysku, a więc zazwyczaj na jak największej produkcji. Zwiększona produkcja prowadzi jednak do zwiększonej emisji zanieczyszczeń. We współczesnym świecie państwo stara się skłonić przedsiębiorców do dbania o środowisko, wprowadzając podatki korekcyjne lub wyznaczając limity emisji. Za nadmierny poziom zanieczyszczeń płaci więc nieprzestrzegający norm podmiot. W idealnych warunkach wolnorynkowych koszt ten przenoszony jest bezpośrednio na społeczeństwo, ponieważ nie istnieje instytucja kar za negatywne efekty zewnętrzne. Niewidzialna ręka nie spełnia więc swojej roli – działania jednostki (tu: właściciela fabryki) nie przynoszą pożytku społeczeństwu, a wręcz mu szkodzą.
Monopole
Nieskuteczność mechanizmu niewidzialnej ręki poruszana jest też często przy zagadnieniu monopoli. W sytuacji, gdy jedno przedsiębiorstwo kontroluje dany rynek, chciwość monopolisty może prowadzić do obniżenia poziomu życia społeczeństwa.
Zawyżone ceny spowodują:
- mniejszy popyt efektywny (konsument chce i może nabyć dobro, np. ma odpowiednie środki) na dane dobro – np. kupimy tylko jedną książkę zamiast dwóch, bo na więcej nas nie stać,
- utrzymanie popytu na stałym poziomie, a jednocześnie obniżenie popytu efektywnego na inne, równie istotne dobra – np. wciąż kupimy dwie książki (bo lubimy czytać), ale przez to zabraknie nam pieniędzy na bilet do kina.
Warto jednak pamiętać, że dotyczy to tylko niektórych dóbr i konkretnych sytuacji. Monopolista na rynku parasolek do drinków będzie miał dużo mniejsze możliwości maksymalizacji zysku przez windowanie cen niż monopolista na rynku wody pitnej w krajach afrykańskich.
Ciekawym przykładem monopolu prywatnego jest Facebook. W 2016 r. serwis ten był krytykowany za wykorzystywanie swojej pozycji lidera i działania nacechowane politycznie. Więcej o kłopotach Facebooka przeczytasz w tym artykule.
Jak więc widać, nie w każdej sytuacji stuprocentowo wolny rynek sprawdza się doskonale. Choć nie jesteśmy tak naprawdę homo oeconomicus i kierujemy się również innymi czynnikami niż tylko chęć maksymalizacji efektów (wyższy zysk, większe plony itd.), często nie zdajemy sobie sprawy z potencjalnych długoterminowych efektów naszych działań. Z tego względu działania państwa, takie jak ustawy antymonopolowe, licencje łowieckie, okresy ochronne, kary za emisję zanieczyszczeń, mogą wspomóc mechanizmy rynkowe.
Niewidzialna ręka a wolny rynek
Biorąc pod lupę teorię niewidzialnej ręki, często zapomina się o kluczowym tle historycznym. Koncept miał szansę działać – a przynajmniej być uznawany za przystający do panujących warunków – ponieważ za czasów Smitha nie istniało (lub było w powijakach) wiele sił obecnych we współczesnej gospodarce. Wspominał o tym m.in. przytaczany wcześniej Alfred Chandler, mówiąc o wyparciu małych firm przez wielkie korporacje.
XVIII wiek to okres rewolucji przemysłowej, a co za tym idzie – drastycznych zmian na rynkach. Świat dopiero wchodził w etap produkcji przemysłowej na wielką skalę, a koncepcje marketingowe (szczególnie reklama, która de facto zaczęła odgrywać istotną rolę dopiero w drugiej połowie XIX wieku) miały bardzo ograniczony zasięg i siłę oddziaływania. Rewolucja przyniosła również zmiany społeczne, m.in. narodziny idei socjalistycznej, powstanie związków zawodowych, kodyfikację prawa pracy i demokratyzację społeczeństwa.
Wolny rynek z czasów Adama Smitha wyglądał więc zupełnie inaczej niż wolny rynek XX i XXI wieku. Przede wszystkim można było go nazwać rynkiem faktycznie wolnym od działań państwa. Modelowym przykładem tej wolności była XIX-wieczna Wielka Brytania, funkcjonująca w oparciu o politykę leseferyzmu, mocno popieraną przez Smitha.
W obecnych realiach, zwłaszcza w dobie interwencjonizmu państwowego, na alokację zasobów wpływa znacznie więcej czynników niż przed 250 laty. Cena dawno przestała być jedynym regulatorem gospodarki. Poza regulacjami rządowymi (m.in. ceny minimalne, w tym płaca minimalna, zwiększona rola związków zawodowych, dotacje i subwencje) ogromną rolę odgrywa zupełnie odmienny układ sił rynkowych – naturalne procesy ulegają zachwianiu pod wpływem postępującej globalizacji, istnienia międzynarodowych koncernów, nakładów na reklamę czy asymetrii informacji. Co prawda niewidzialna ręka wciąż pełni swoją funkcję, jednak w wyraźnie mniejszym stopniu.
Można pokusić się o stwierdzenie, że niewidzialna ręka rynku ma tym większe szanse powodzenia, im bardziej ów rynek zbliżony jest do warunków panujących podczas tworzenia tej koncepcji. W gospodarkach bardzo słabo rozwiniętych (np. plemiennych gospodarkach Ameryki Południowej, Afryki i Oceanii), gdzie globalizacja nie odcisnęła jeszcze tak wielkiego piętna (czy wręcz nie odcisnęła go wcale), paradygmat homo oeconomicus może działać o wiele skuteczniej – i w sposób nieskrępowany – niż w państwach opiekuńczych.
Niewidzialna ręka nie jest więc panaceum na wszystkie bolączki XXI-wiecznej ekonomii. W dzisiejszych czasach coraz częściej podejmuje się problem odpowiedniego wyważenia proporcji między mechanizmami wolnorynkowymi a interwencją ze strony państwa. U wielu ekonomistów panuje jednak przekonanie zbliżone do tego, które prezentuje cytowany już Joseph E. Stiglitz:
Oba [wolny rynek i interwencjonizm] są potrzebne i mogą się nawzajem dopełniać. Ten stan równowagi zmienia się w zależności od czasu i miejsca.
Źródła:
Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, Smith A., Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007
Teoria uczuć moralnych, Smith A., Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1989
Anarchia, państwo, utopia, Nozick R., Wydawnictwo Aletheia, 2010
The Roaring Nineties, Stiglitz J. E., 2003
The Visible Hand: The Managerial Revolution in American Business, Chandler A. D., Harvard University Press, 1977
Vertical (Dis)integration and Technological Chang, Langlois D.,
The Tragedy of the Commons, Hardin G., (PDF)
Dodaj komentarz
12 komentarzy do "Niewidzialna ręka wolnego rynku – czym jest, kiedy działa, a kiedy warto ją wspomagać"
„Ostatecznie trawa całkowicie przestaje odrastać, pastwisko traci swoją funkcję, a krowy przestają dawać mleko (bo nie mają trawy, którą mogą się żywić). Maksymalizacja efektów jednostki prowadzi więc do skrajnie negatywnych efektów – tragedii.”
Przecież skoro krowy przestały dawać mleko, to efekty jednostki zostały wyzerowane, a nie zmaksymalizowane.
Tak, tyle że wyzerowanie efektów (które jest wspomnianą tragedią) wynika z chęci ciągłego zysku zamiast zachowania długoterminowej równowagi (czyli trzymania tylko tylu krów, by pastwisko mogło na czas odrastać). Maksymalizacją efektów jednostki (a przynajmniej ich próbą) jest umieszczanie kolejnych krów przez gospodarza, tak że przyczyną tragedii jest nie samo wyjałowienie pastwiska, a już decyzja podjęta na starcie (dodanie pierwszej, drugiej, dziesiątej krowy do stada, żeby otrzymać więcej mleka).
Coś tu jednak nie gra. Pojęcie rynku odnosi się do wymiany tytułów własności, a wspólne pastwisko oznacza brak własności lub własność kolektywną, a więc i brak jej wymiany między jednostkami, co nie może być elementem rynkowym, zaś prezentowana definicja niewidzialnej ręki dotyczy działania na rynku.
A co do monopoli, takowe istnieją właśnie wskutek interwencji państwowej, tj. prawnej protekcji i przywilejów wylobbowanych przez odpowiednio duże podmioty, co przeczy wolnorynkowej zasadzie uczestnictwa na równych prawach w rynku przez wszystkie podmioty.
To też słuszna uwaga. No i nie można zapominać, że monopol monopolowi nierówny – na innych zasadach i z innych przyczyn istnieją monopole państwowe w strategicznych gałęziach gospodarki, a na innych – molochy pokroju Microsoftu. Nie da się jednak nie zauważyć, że państwo podejmuje też pewne działania, by osłabić pozycję tych drugich (vide wspomniane ustawy antymonopolowe).
Przede wszystkim warto zauważyć istotną różnicę, państwowy monopol jest ustalony prawnie, lub jego pozycja wynika z subsydiów rządowych. Może on istnieć eliminując konkurencję w nieuczciwy sposób albo pokonywać ją dzięki temu, że jest utrzymywany z pieniędzy publicznych. Ciężko konkurować z państwową opieką medyczną, skoro każdy musi na nią płacić podatki, nie zależnie czy z niej korzysta, czy nie. Jeśli ktoś wybiera prywatną opiekę medyczną to płaci niejako podwójnie, gdyż jego rezygnacja z usług publicznych nie oznacza jak w przypadku prywatnych podmiotów odcięcia zastrzyku gotówki. Podobnie z systemem edukacji, tutaj warto zwrócić uwagę także na fakt, że to rząd ustala warunki gry, prywatne inicjatywy mogą być jedynie dopełnieniem usług monopolu państwowego a nie jego zamiennikiem, co nie jako gwarantuje, że monopol jest nie do obalenia w ramach rywalizacji rynkowej.
W przypadku tzw. „monopoli” na wolnym rynku, czyli firm, których udział w danym sektorze jest bliski 100% (nie może istnieć monopol mający 100% rynku i nigdy taki nie istniał), to ich pozycja wynika z tego, że dane przedsiębiorstwo pokonało w rywalizacji rynkowej niemal wszystkich konkurentów dostarczając najlepszy produkt, w najlepszej cenie i jednocześnie odniosło najlepszy sukces marketingowy. Microsoft jest tutaj chyba najgorszym możliwym przykładem monopolu rynkowego ponieważ: primo: jego pozycja co prawda przez lata była ogromna, ale w momencie rozwoju urządzeń mobilnych udział w ogólnie pojętym rynku systemów operacyjnych diametralnie spadł na rzecz Androida. Windows na urządzeniach mobilnych jest systemem o marginalnym znaczeniu i bynajmniej nie przyczynił się do tego Kapitan Państwo, tylko zjawisko konkurencji, które było w tym obszarze możliwe właśnie dzięki temu, że aparat państwowy nie ingerował. Secundo, mówienie, że MS doszedł do swojej pozycji bez wsparcia instytucji publicznych jest bardzo krótkowzroczne. Wystarczy sobie zadać pytanie jaki system operacyjny jest używany w polskich szkołach i uczelniach wyższych? Ciężko się dziwić popularności Windowsa jeśli jest on (praktycznie) jedynym systemem, który jest wykorzystywany w toku edukacji, właśnie w państwowych szkołach i uczelniach, do których uczniowe uczęszczają przymusowo. Oczywiście nie jest to główny czynnik determinujący pozycję MS na rynku, ale na pewno jeden z wielu decydujących (przykład dotyczy przede wszystkim naszego kraju). Odwołując się do klasyka, jak mawiał Frédéric Bastiat – są rzeczy które widać i których nie widać. Pozycja „monopoli rynkowych” może ulec zmianie w każdej chwili, kiedy dostarczane przez nie produkty i usługi przestaną podobać się konsumentom, pozycja monopoli państwowych nie ma nic wspólnego z zadowoleniem konsumentów.
Odnośnie do tematu Microsoftu:
Przede wszystkim nikt nie mówi, że Microsoft jest (albo byłby) monopolem na rynku „ogólnie pojętym”, bo w sektorze mobilnym faktycznie walka rozgrywa się między Androidem a iOS. Natomiast ciężko podważyć pozycję giganta z Redmond w sektorze komputerów osobistych.
Druga sprawa – przywoływanie polskich szkół jako przykładu wsparcia instytucji państwowych jest sporym nadużyciem z kilku względów: po pierwsze, same komputery osobiste dotarły na szerszą skalę do Polski na długo po tym, jak Microsoft ugruntował swoją pozycję na rynku (dla wielu użytkowników systemy operacyjne rozpoczęły się od Windowsa 95, w porywach 3.1). Po drugie, Polska jest relatywnie niewielkim rynkiem i jako taki nie ma szczególnego wpływu na rolę Microsoftu na rynku (prawidłowość zachodzi właśnie w drugą stronę). Kontrprzykład? Szkoły w państwach skandynawskich wyposażają uczniów w Macbooki. MacOS odgrywa też kluczową rolę w placówkach australijskich czy szwajcarskich, a i tak udział „maków” na świecie wynosi ledwie ok. 11%. Nie można więc mówić, że – w skali globalnej – Windows jest praktycznie jedynym wykorzystywanym systemem. Po trzecie, za wykorzystaniem Windowsa w polskich placówkach przemawia kilka czynników: jego powszechność, taniość (proszę porównać z kosztem zakupu Macintosha), dostępność oprogramowania, łatwość użytkowania (w kontraście do niemal dowolnej dystrybucji Linuxa). Nie wspominając już o tym, że Windows – i tworzony pod niego software – jest dużo łatwiejszy do spiracenia (a więc i do darmowego, choć nielegalnego, pozyskania) niż MacOS. 🙂
To nie działanie państwa (a już zwłaszcza Polski) sprawiło, że Microsoft stał się potentatem; to pozycja Microsoftu (i jego zachowania monopolistyczne, m.in. uniemożliwianie konkurencji tworzenia kompatybilnego oprogramowania) sprawiła, że instytucje (ale i przeciętni użytkownicy komputera) sięgają właśnie po Windowsa, a nie po MacOS, bo… nie mają większego wyboru.
Monopole mogą powstać w wyniku interwencji i protekcji państwa ale nie muszą, najlepszy przykład to portale typu Ebay czy Allegro, dlaczego mają monopol na rynku sklepów internetowych? Ponieważ ludzie szukają miejsc gdzie mają największy wybór do zakupów a sprzedawcy szukają tam gdzie najłatwiej znaleźć klienta i mamy bledne koło. Podobnie jest w przypadku Youtube, im państwo w zdobyciu monopolu nic nie pomogło.
Wiara w to że w „prawdziwie wolnym rynku” nie ma monopoli jest naiwna ponieważ nawet Rothbard nie wierzył w leseferyzm bez korporacji. Druga kwestia że i bez interwencji państwa jak monopol lub oligopol(a te w USA istniały już przed New Dealem) się ukształtuje to jak stanie się już dostatecznie silny to staje się lobbystą i zaczyna wpływać na politykę.
Artykuł wygląda dość ciekawie. Mam tylko z jedno (może znajdzie się drugie) pytanie. Oczywiście cena jako regulator rynku jest uproszczeniem do tego, że działają prawa popytu i podaży. Jak jednak globalizacja miałaby wpływać na to, iż prawo popytu i podaży nie działa? Powinno działać chyba tym bardziej, jeśli niespełnianie wymogów większych bardziej odległych rynków prowadzi do strat. Podam przykład z Freedonomii. Przez zatokę meksykańską przeszedł huragan, w wyniku którego spadła produkcja ropy i jej podaż. Przez to ceny naturalnie wzrosły. W celu zmniejszenia wstrząsu ceny podniesiono nawet jeszcze przed katastrofą (ekonomista w książce stwierdził, iż to położyło nacisk na wcześniejsze oszczędzanie paliwa). Po prostu informacje o przyszłej podaży wpłynęły na teraźniejszość, ale sposób działania praw popytu i podaży mimo skali międzynarodowej pozostał ten sam. Jak więc globalizacja miałaby się przyczynić do zanegowania prawa popytu i podaży?
Chodzi o to, że przy postępującej globalizacji popyt i podaż indukowane są dodatkowymi czynnikami (kupujemy towar X nie dlatego, że faktycznie go potrzebujemy, a dlatego, że – szeroko pojęta – reklama mówi nam, że go potrzebujemy). Globalizacja sprzyja też interwencjonizmowi, a o wpływie tegoż na efektywność działania konceptu niewidzialnej ręki wspominaliśmy już w tekście.
Sama globalizacja oczywiście nie neguje prawa popytu i podaży – zmienia tylko kluczowe czynniki regulujące popyt i podaż, a tym samym oddala mechanizmy współczesne od występujących w czasach Smitha.
Artykuł ciekawy, tylko parę ale:
Państwo odbiera tak znaczne środki sektorowi prywatnemu, że znacznie zmniejsza wynalazczość, choć czasami coś z tych funduszy pożytecznego stworzy. Nie znaczy to, że bez udziału państwa nie byłoby np. internetu. Po pierwsze internet powstał jednak w najbardziej rynkowym kraju świata, a po drugie rewolucja internetowa pojawiła się po likwidacji monopolu At&T.
Interwencje państwa są najczęściej spowodowane działaniami lobbystów, krótkoterminowymi zyskami politycznymi lub przekupywaniem wyborców. Trudno tu o racjonalne interwencje.
Tragedia wspólnego pastwiska – samo państwo jest dobrym przykładem. Politycy zadłużają społeczeństwo, dotują np. górnicze emerytury, obywatele wyłudzają renty i zasiłki itd itd.
Wraz ze wzrostem interwencjonizmu ilość kryzysów wcale nie spadła, a ilość długów na świecie wskazuje, że katastrofalny kryzys jeszcze przed nami.
Działalność państwowych kopalni i elektrowni też zanieczyszcza środowisko i społeczeństwo ma na to niewielki wpływ.
W warunkach rynkowych zanieczyszczanie środowiska można skarżyć do sądu. To państwo ograniczyło możliwość skarżenia takich firm.
The Roaring Nineties – ryczące dziewięćdziesiątki, poważnie?? chyba lata dziewięćdziesiąte. a niewidzialna ręka smitha miała zupełnie inny cel (u smitha, bo później zinterpretowaną ją w służalczy sposób). smith chciał, żeby te wszystkie mechanizmy się sprowadziły do rozwoju całego narodu i ten niepoznany mechanizm nazwał „niewidzialną ręką” – dlatego użył tego określenia tylko kilka razy bo było to życzeniowe myślenie a nie mechanizm leżący u podstaw wolnego rynku. smith pisze „an invisible hand” a nie „thje invisible hand” to może dla nas polaków mało znaczące ale w języku angielskim (patrz „ryczące dziewięćdziesiątki”) ma znaczenie kolosalne. to raczej skrót myślowy, który ma a priori tłumaczyć zjawiska niewytłumaczalne a nie konkretny („the”) mechanizm.