13.04.2017
Aktualizacja: 30.08.2017

Rząd zwalcza szarą strefę. Czy transakcje gotówkowe są „podejrzane”?

Rząd zwalcza szarą strefę.
© Filip Olejowski/fotolia

Ministerstwo Rozwoju i Finansów chce, aby domyślnym sposobem wypłaty wynagrodzenia był przelew na rachunek bankowy pracownika. Tak przynajmniej wynika z projektu nowelizacji ustawy o skróceniu okresu przechowywania akt pracowniczych.

O sprawie poinformował „Puls Biznesu”. Choć obecne przepisy Kodeksu pracy stanowią, że pensja jest wypłacana w gotówce, to istnieje formalny wyjątek od tej zasady. Jest nim właśnie przelew na konto, który w praktyce jest najpowszechniejszą formą wypłaty. „Puls Biznesu”, powołując się na dane NBP, pisze, że aż 87% polskich pracowników otrzymuje wynagrodzenie właśnie w ten sposób.

Ta statystyka każe się zastanowić, czy zapis o wypłacie w gotówce nie jest już nieco przestarzały. Główna motywacja do zmiany przepisów jest jednak inna.

Ograniczyć szarą strefę

[C]elem proponowanej regulacji jest ograniczenie szarej strefy poprzez zastąpienie części transakcji gotówkowych transakcjami elektronicznymi (kartowymi, przelewami itp.)

– przekonuje resort.

Ministerstwo wskazuje, że płatności gotówkowe pozwalają na ukrycie transakcji, gdyż nie pozostawiają śladu. Co więcej, zdarza się, że jedna ze stron takiej transakcji współtworzy szarą strefę całkowicie nieświadomie – w takiej sytuacji mówimy o tzw. pasywnej szarej strefie.

W ubiegłym roku Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową oszacował skalę szarej strefy (w oparciu o wcześniejsze dane GUS) na 19,7% PKB.

Udział szarej strefy w polskiej gospodarce w latach 2012-2016 (w % PKB).
Udział szarej strefy w polskiej gospodarce w latach 2012-2016 (w % PKB). Źródło: opracowanie własne na podstawie szacunków IBnGR.

Należy podkreślić, że ministerstwo nie chce zakazywać wypłat wynagrodzeń w gotówce. Wypłata w takiej formie nadal będzie możliwa, o ile wolę otrzymania pensji „do ręki” wyrazi pracownik.

Kolejna odsłona walki

To nie pierwszy pomysł rządu na walkę z szarą strefą i popularyzację transakcji bezgotówkowych. Od początku roku obowiązuje nowelizacja przepisów ustawy o swobodzie działalności gospodarczej dotyczących ustalonego dla przedsiębiorców limitu płatności w gotówce. Wcześniej obowiązującym limitem była kwota 15 tysięcy euro.

Rząd nie tylko znacznie obniżył jego wysokość, zamieniając euro na złotego, ale także wprowadził sankcję dla podatników, którzy go przekroczą. Ten, kto dokona płatności gotówkowej o wartości przekraczającej 15 tysięcy złotych, traci prawo do wliczenia zakupu w koszty uzyskania przychodu.

Taka bezwzględność wobec przedsiębiorców znalazła wielu krytyków.

Nowy limit łatwo naruszyć. Trzeba bowiem pamiętać, że jest to kwota brutto, obejmująca VAT. W praktyce wystarczy, że przedsiębiorca zajmujący się działalnością budowlano-remontową zrobi stosunkowo niewielkie zakupy w markecie budowlanym. Kwotę 15 tys. zł można również łatwo przekroczyć kupując w salonie meblowym wyposażenie do nowego biura

– ostrzegał w rozmowie z PAP doradca podatkowy Konrad Piłat.

Umiarkowany optymizm

Zadowoleni z planów ograniczenia ilości wypłat w gotówce są przedstawiciele Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego. Prezes jej zarządu, Robert Łaniewski, dostrzega w rządowej propozycji korzyści dla konsumentów i całej gospodarki:

Gdy firmy i ludzie działają w szarej strefie, nie płacą podatków i innych danin publicznych, to rozliczają się w gotówce, która nie zostawia śladów. Dlatego upowszechnienie przekazywania wynagrodzeń za pracę poprzez przelewy bankowe daje szansę na wyciągnięcie dochodów z szarej strefy.

Jego zdaniem przewaga transakcji bezgotówkowych polega na szybkości i bezpieczeństwie obrotu. Mimo to, jak twierdzi, w Polsce mamy do czynienia z „kultem gotówki”.

Optymizm zwolenników studzi natomiast Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego. Choć popiera on plan zwalczania „nieoficjalnego” zatrudnienia, to ma wątpliwości, czy tego typu regulacja miałaby praktyczne zastosowanie w polskich realiach. Podobnie jak Łaniewski zwraca uwagę na fakt, że Polacy są zwyczajnie przywiązani do gotówki. Wielu naszych rodaków z różnych powodów nie chce zakładać konta w banku, a propozycja rządu wcale ich do tego nie zmusi.

Aktualizacja: NIK o rozmiarach szarej strefy

[Data aktualizacji: 03.07, godz. 09.00] Najwyższa Izba Kontroli podjęła się oceny skali szarej strefy w Polsce i działań podjętych przez rządy w celu jej ograniczenia. NIK zauważa, że średni szacowany rozmiar szarej strefy w latach 2011-2015 był wyraźnie większy od średniej unijnej:

Tak wysoki poziom szarej strefy w Polsce stanowi zagrożenie dla dalszego stabilnego rozwoju gospodarczego kraju jak i równowagi finansów publicznych.

NIK zwróciła uwagę na coraz wyższą skuteczność organów kontroli skarbowej – przy mniejszej liczbie kontroli zanotowano wzrost łącznej kwoty ujawnionych nieprawidłowości. Skrytykowano natomiast przewlekłość prowadzonych postępowań.

Działania Służby Celnej w badanym okresie były w dużej mierze ukierunkowane na zwalczanie szarej strefy w obszarze wyrobów tytoniowych i nielegalnego urządzania gier na automatach. Choć Słuzba odniosła znaczące sukcesy (niemal 100-procentowa skuteczność kontroli urządzania gier hazardowych), to – jak wskazuje NIK – „nie udało się osiągnąć innych celów”, takich jak zapewnienie dochodów dla budżetu państwa z tytułu podatków, ceł i należności niepodatkowych.

NIK zaznacza, że w tym roku (a więc w okresie nieobjętym kontrolą) zaczęły obowiązywać przepisy, które mogą pozytywnie wpłynąć na redukcję szarej strefy. Chodzi m.in. o te dotyczące obniżonego limitu dla transakcji gotówkowych. Czas pokaże, czy przyniosą one spodziewany efekt.

Czy ograniczenie liczby wypłat w gotówce przyczyni się do zmniejszenia rozmiarów szarej strefy?

Dodaj komentarz

1 Komentarz do "Rząd zwalcza szarą strefę. Czy transakcje gotówkowe są „podejrzane”?"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Piotr
Gość

W praktyce wystarczy, że przedsiębiorca zajmujący się działalnością budowlano-remontową zrobi stosunkowo niewielkie zakupy w markecie budowlanym. Kwotę 15 tys. zł można również łatwo przekroczyć kupując w salonie meblowym wyposażenie do nowego biura – ostrzegał w rozmowie z PAP doradca podatkowy Konrad Piłat.
Trudno mi sobie wyobrazić, że oto przedsiębiorca:
– najpierw stoi w kolejce w banku, aby wypłacić kilkanaście tysięcy złotych gotówki,
– jeździ z gotówką po całym mieście (czy nawet powiecie), aby zrobić „duże” zakupy w markecie budowlanym czy salonie meblowym.
Płatność kartą (dla przedsiębiorcy to nie jest problem, aby ustawić sobie odpowiednio „wysoki” limit transakcji dziennych) powinna zatem rozwiązać problem.
Jeśli doradca podatkowy takiego rozwiązania nie dostrzega, może to wynikać z czegoś innego – otóż akurat w branży remontowo-budowlanej zlecenia „poza obiegiem fiskusa” są dość powszechne. Klient płaci gotówką, wykonawca gotówką płaci za materiały, śladu nie ma… Podatków dochodowych i części VAT (bo sklep naliczy VAT od wartości sprzedanych materiałów) też nie ma.
Na sprawę należy zatem spojrzeć z dwóch perspektyw – zakupów prywatnych i wydatków firm. Otóż w tym pierwszym wypadku powinien obowiązywać bardzo niski limit (nawet kilkaset złotych jednorazowo) – pracujesz na „czarno”, to zrobisz jakieś tam zakupy spożywcze, ale niczego droższego już nie kupisz. Wiem, że wielu osobom taka propozycja wyda się NIE DO PRZYJĘCIA, ale to chyba jedyne możliwe rozwiązanie problemu nielegalnego zatrudnienia.
Natomiast w przypadku firm żaden limit sprawy nie rozwiąże. Część firm prowadzi bowiem transakcje typu gotówkowego (szczególnie gastronomia, mały handel) i trudno się dziwić, że w takim przypadku płatność gotówką jest dla nich oczywistością. Przyjmują gotówkę od klientów i gotówką płacą dostawcom. Problem leży zatem przede wszystkim w skuteczności działania aparatu kontroli skarbowej – kary za udowodnienie sprzedaży poza kasą fiskalną powinny być DRAKOŃSKIE! I powinien także powstać ogólnopolski katalog dóbr, które można nabyć tylko bezgotówkowo (np. elektronika domowa, alkohol, papierosy, materiały budowlane wszystkie!) – wystarczyłoby przeanalizować, jakie wyroby są kupowane głównie za gotówkę.
No cóż, wiem, że te poglądy popularne nie są (bo większość z nas korzysta z usług jakiegoś pana Jana czy Zdzisia, co to naprawi i pomaluje, ale muszę postawić pytanie – rozmawiamy o interesie własnym czy dobrze wspólnym? Bo, niestety, w tym przypadku dobro wspólne powinno mieć wyraźne pierwszeństwo przed interesem indywidualnym.

wpDiscuz