Czy roboty zabiorą nam pracę? O możliwym wpływie nowych technologii na rynek pracy

Czy roboty zabiorą nam pracę? Wpływ nowych technologii na rynek pracy

„Maszyna branzlowała się naszym cierpieniem, a nam pozostawało brać, co daje albo zdechnąć”. To zdanie z „Nie mam ust, a muszę krzyczeć” Harlana Ellisona mocno oddaje nastroje pracowników przerażonych perspektywą utraty pracy na rzecz robotów. Czy jednak faktycznie czeka nas zagłada? Czy pewnego dnia staniemy się bezużyteczni, bo automaty wszystko wykonają lepiej, taniej i szybciej? Jaki wpływ na rynek pracy może mieć postępująca technologizacja?

Przykłady wykorzystania robotów w różnych zawodach

O autonomicznych samochodach i bezzałogowych dronach czy łazikach słyszał już chyba każdy. Maszyny znajdują jednak zastosowanie nie tylko przy prowadzeniu pojazdów. Jeszcze w ubiegłym tysiącleciu na rynku pojawił się medyczny robot da Vinci, który do tej pory wykonał już kilkaset tysięcy operacji na całym świecie, głównie histerektomii oraz prostatektomii. Dzielnie próbuje go zastąpić STAR – nowy twór amerykańskich uczonych, znacznie efektywniejszy, choć wciąż blisko czterokrotnie wolniejszy od ludzkiego chirurga.

Amerykańska kancelaria Baker Hostetler z kolei ma w swoich szeregach Rossa – robota zajmującego się praktyką upadłości. Jak mówi rzecznik firmy, Bob Craig:

prawnicy nie muszą zajmować się czasochłonnym wyszukiwaniem danych. Ross jest potężnym narzędziem, które pozwala im koncentrować się na prawnych zawiłościach sprawy, którą się zajmują. Jest jeszcze na wczesnym rozwoju, ale nasze doświadczenia z dziewięciu miesięcy pilotażu pokazały, jak szybko się uczy.

Roboty coraz częściej pojawiają się również w zawodach związanych z tekstem. W 2016 r. „The Washington Post” stworzył Heliographa – elektronicznego dziennikarza, mającego odciążyć ludzkich reporterów przy okazji igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Rok wcześniej „Forbes” korzystał z usług programu Quill, generującego krótkie teksty na podstawie raportów giełdowych i fiskalnych. Jeszcze dalej poszedł zespół z Uniwersytetu Przyszłości w Hakodate, który na konkurs literacki wysłał powieść (o wdzięcznym tytule „Dzień, w którym komputer napisał powieść”) napisaną przez… sztuczną inteligencję. Tekst wymagał co prawda bazy danych zaimplementowanej przez człowieka, ale zdołał przejść przez gęste sito eliminacyjne. Nie jest to jednak pierwszy tego typu przykład. Algorytmicznie generowany wiersz „House of Dust” Alison Knowles i Jamesa Tenneya powstał przecież już pół wieku temu. To pokazuje, że w przyszłości nawet w najbardziej kreatywnych zawodach człowiek może mieć elektroniczną konkurencję.

Prognozy dla rynku pracy

Według danych Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR) w Polsce na 10 tys. pracowników przypadają 22 roboty. To jedna czwarta średniej europejskiej, ale już od liderów – Japonii (320) i Korei Południowej (347) – dzielą nas lata świetlne, nawet mimo 15-procentowego średniorocznego wzrostu.

Nie ulega jednak wątpliwości, że roboty i automaty odgrywają coraz większą rolę we wszystkich sferach naszego życia, również na rynku pracy. To też nie jest nowy koncept – już na początku XIX wieku przeciwko wynalazkom rewolucji przemysłowej protestowali luddyści. W XXI wieku mamy do czynienia z neoluddystami, sprzeciwiającymi się postępowi technologicznemu.

Średnia gęstość robotyzacji w Europie (liczba robotów przypadająca na 10 tys. pracowników zatrudnionych w przemyśle).
Średnia gęstość robotyzacji w Europie (liczba robotów przypadająca na 10 tys. pracowników zatrudnionych w przemyśle). Źródło: Wpływ robotyzacji na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw, K. Łapiński, 2016 r.

Rosnąca popularność maszyn budzi oczywiście skrajne opinie. Z jednej strony mamy wspomnianych już neoluddystów czy dystopijne wizje rodem z Terminatora, z drugiej – technoentuzjastów przyznających, że gdyby nie automatyzacja, samochodem lub telefonem komórkowym mógłby się pochwalić zaledwie co setny człowiek na Ziemi. Oba obozy mogą mieć równie dużo racji, jeśli chodzi o przewidywanie przyszłości świata dominowanego przez roboty.

Scenariusze negatywne

Eksperci są zgodni, że ogromną rolę na rynku pracy będą odgrywać tzw. „nowe nowe technologie” (sic), których rozwój umożliwiło pojawienie się Internetu. Do tej grupy można zaliczyć m.in. internet rzeczy, aplikacje mobilne i maszyny samouczące się.

Nowe nowe technologie.
Nowe nowe technologie. Źródło: Aktywni+. Przyszłość rynku pracy, Raport Gumtree 2017 r.

Według raportu „Aktywni+” na podstawie badań DELab UW z kwietnia 2017 r. aż 54% Polaków uznało, że w przyszłości będzie musiało pracować w kilku zawodach, żeby się utrzymać. W największym stopniu dotyczy to robotników niewykwalifikowanych (70%), w najmniejszym – przedsiębiorców (43%).

Z analiz Uniwersytetu Oksfordzkiego i agencji McKinsey wynika, że na amerykańskim rynku w ciągu najbliższych 25 lat zniknie niemal połowa miejsc pracy, a 5% zawodów zostanie całkowicie zlikwidowanych. Najbardziej podatne na automatyzację są zawody powtarzalne, wymagające niskich kwalifikacji, m.in. związane z logistyką, transportem, przetwarzaniem i obróbką danych.

W Polsce ta statystyka jest nieco niższa – automatyzacją zagrożone jest „zaledwie” 40% miejsc pracy – jednak wciąż jest to bardzo wysoki odsetek. Same prace biurowe i urzędnicze oraz związane ze sprzedażą, handlem, przemysłem i przetwórstwem wykonuje ponad 5,5 miliona Polaków.

Ryzyko automatyzacji dla wybranych zawodów.
Ryzyko automatyzacji dla wybranych zawodów. Źródło: Aktywni+. Przyszłość rynku pracy, Raport Gumtree 2017 r.

To wszystko już dzieje się na naszych oczach. W styczniu 2017 r. jedna z japońskich firm ubezpieczeniowych, Fukoku Mutual Life Insurance, ogłosiła, że zastąpi komputerami 34 pracowników odpowiedzialnych za pozyskiwanie i obróbkę danych. Implementacja systemu pochłonie 1,7 miliona dolarów, do tego dołożyć trzeba 128 tysięcy na coroczną konserwację, ale przyniesie to oszczędności na wynagrodzeniach w wysokości 1,1 miliona dolarów rocznie. Oznacza to, że zwrotu z inwestycji można spodziewać się już w drugim roku.

Harvard Business Review pisze, że wiele zawodów, w tym opartych na wiedzy, może być sprowadzone do łatwo kodowanych kroków i decyzji podejmowanych na podstawie jasno sformatowanych danych. Oznacza to, że czynności te z łatwością mogą być powierzone sztucznej inteligencji.

Kwestią czasu pozostaje tylko określenie, czy spowoduje to zwiększenie produktywności pracowników (poprzez wsparcie ich robotami), czy całkowite wyparcie ich z rynku przez maszyny. HBR przyznaje jednak, że niemal wszystkie zawody posiadają też kluczowe elementy, których komputery nie będą w stanie realizować – przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.

Scenariusze pozytywne

Peter Diamandis, założyciel fundacji XPRIZE promującej przyjazny ludzkości rozwój technologiczny, nie ma wątpliwości, że roboty prędzej czy później zastąpią człowieka w wielu zawodach. Zwraca jednak uwagę, że niekoniecznie jest to zagrożenie. Oczywiście, nikt nie chce stracić pracy, tym bardziej na rzecz maszyny, a nie drugiej osoby, ale – paradoksalnie – może to wyjść wszystkim na dobre. Diamandis uważa, że bezrobocie technologiczne zostanie zrównoważone demonetyzacją życia – dzięki technologii wszystko stanie się znacznie tańsze, a być może wręcz darmowe.

Przykładów nie trzeba daleko szukać – spójrzmy choćby na smartfony. Jeszcze dwie dekady temu chodziliśmy objuczeni setką urządzeń: walkmanem lub discmanem do słuchania muzyki, aparatem do robienia zdjęć, kamerą do filmowania, latarką, GPS-em lub papierową mapą, jeśli wybieraliśmy się w obce miejsce. Teraz to wszystko zawiera się w telefonie, a tysiące dodatkowych aplikacji sprawiają, że na dobrą sprawę nie musimy nawet płacić za SMS-y czy rozmowy (w tym również wideorozmowy). Sam smartfon kosztuje też zaledwie paręset złotych – nieporównywalnie mniej w stosunku do łącznej ceny wymienionego wyżej ekwipunku.

Demonetyzacja sięga jednak znacznie szerzej. Diamandis przytacza m.in. takie obszary:

  • komunikacja – smartfony i komputery podłączone do Internetu pozwalają przedsiębiorstwom na gromadzenie danych dotyczących użytkowników, a informacja jest przecież obecnie najbardziej pożądanym majątkiem; pożądanym do tego stopnia, że wkrótce przedsiębiorstwa te same zaczną rozdawać sprzęt, byle tylko zyskać dostęp do danych;
  • transport – Uber, Lyft czy usługi carpoolingowe szybko zyskują na popularności, redukując zapotrzebowanie na własny pojazd. Po co kupować samochód, opłacać paliwo, ubezpieczenie i przeglądy techniczne, skoro za ułamek tej ceny można bez problemu dostać się z punktu A do punktu B? Szybko rozwijający się rynek samochodów autonomicznych prawdopodobnie zepchnie taksówkarzy na margines, ale znacząco obniży koszt podróży, a być może również zwiększy ich bezpieczeństwo;
  • służba zdrowia – w 2016 r. superkomputer IBM Watson zdiagnozował u pacjentki białaczkę, której nie potrafili wykryć lekarze. Maszyny potrafią już identyfikować nowotwory skóry na równi z dermatologami, a skuteczność robotów przy operacjach wymagających szczególnej precyzji jest nieporównywalna z ludzką ręką. Sekwencjonowanie genomu przesuwa służbę zdrowia z reaktywnej do proaktywnej – co oznacza, że zamiast leczenia uwaga skupia się na zapobieganiu chorobom, a to przekłada się na niższe wydatki na zdrowie.

Międzynarodowa Federacja Robotyki przewiduje z kolei inny scenariusz: roboty nie zastąpią człowieka, ale będą wobec niego komplementarne. Zaledwie co dziesiąty zawód jest możliwy do całkowitej automatyzacji. Dotyczy to głównie pracowników nisko wykwalifikowanych, np. produkcyjnych.

Roboty pozwalają na sprawniejsze i efektywniejsze wykonywanie rutynowych zadań, co naturalnie skutkuje wyparciem czynnika ludzkiego z tego sektora, ale jednocześnie umożliwia przesunięcie siły roboczej do innych gałęzi.

Deloitte w raporcie „From Brawn to Brains: The Impact of Technology on Jobs in the UK” zaznacza, że choć rozwój technologiczny mógł przyczynić się w Wielkiej Brytanii do utraty pracy przez 800 tysięcy osób, to jednakowoż pomógł stworzyć aż 3,5 miliona nowych stanowisk. Wtóruje im PwC, pisząc, że najbardziej zrobotyzowane branże w Stanach Zjednoczonych – w tym branża elektroniczna – zatrudniają o ponad 20% więcej inżynierów i dwukrotnie więcej pracowników zajmujących się konserwacją niż pozostałe branże. Przekłada się to również na wyższe wynagrodzenie. Nie bez znaczenia jest też fakt, że kraje z największym zagęszczeniem robotów, m.in. Niemcy i Korea, mają jedne z najniższych wskaźników bezrobocia.

O nieocenionej roli człowieka pisze też literatura. Paul Bentley, bohater książki Waltera Tevisa „Przedrzeźniacz”, w jednej ze scen trafia do zautomatyzowanej fabryki tosterów.

[W fabryce] tostery przesuwały się na taśmociągach, gdzie maszyny składały je i podłączały kable. Zadanie niektórych maszyn polegało jedynie na przyspawaniu pojedynczej części. Każdą z maszyn obsługiwał robot Marki Dwa – powłóczący nogami android-imbecyl – który stał obok i obserwował jej działanie. Z olbrzymiej rolki na początku taśmy wysuwał się stalowy arkusz, a na drugim końcu pojawiały się gotowe tostery.(…) Kiedy zbliżyłem się do końca taśmy, zauważyłem, co się dzieje. Stał tam robot Marki Trzy, ubrany w szary uniform. W odróżnieniu od pozostałych, poruszał się raczej zwinnie. Gdy docierał do niego ukończony toster, pstrykał przełącznikiem z boku urządzenia, tuż ponad niewielką baterią jądrową, a gdy nic się nie działo – żaden element grzewczy nie rozpalał się do czerwoności – wrzucał toster do dużego pojemnika na kółkach. (…) Fabryka stanowiła zamknięty układ. Niczego do niej nie dostarczano i nic jej nie opuszczało. Możliwe, że produkowała i utylizowała wadliwe tostery od stuleci. Jeżeli w pobliżu znajdowała się stacja naprawy robotów, głupie maszyny mogły tak trwać niemal w nieskończoność. Najwyraźniej nie potrzebowały żadnych nowych surowców.

To właśnie Bentley znajduje źródło problemu – zatkaną maszynę dostarczającą mikroprocesory.

W końcu znalazłem to, czego szukałem. Była to maszyna nieco mniejsza od innych, wyposażona w zsypnię, w której znajdowały się setki małych metalicznych mikroprocesorów. Powinny wypadać przez wąską szyjkę, żeby metalowe chwytaki mogły je montować w przesuwających się tosterach, ale jeden z nich utknął bokiem i zablokował wszystkie pozostałe. Przez chwilę na niego patrzyłem, rozmyślając o tym, ile energii poszło na marne przez ten jeden mały kawałek krzemu. Przypomniałem sobie, że toster w moim internacie się popsuł i od tamtej pory nigdy nie jedliśmy tostów. Potem poruszyłem zsypnię dłonią, aż mikroprocesor się poluzował. Mechaniczny chwytak złapał go i umieścił wewnątrz kolejnego tostera, tuż poniżej włącznika na ściance, a niewielki promień lasera błysnął i przyspawał go na miejscu. Kilka chwil później inspektor na końcu linii produkcyjnej włączył toster, a wtedy element grzewczy zalśnił na czerwono. Robot nie okazał zdziwienia, tylko wyłączył urządzenie i schował je do pustego kartonu, a potem powtórzył cały proces.

Jak można przygotować się na robotyzację?

W walce z maszyną człowiek zwykle stoi na straconej pozycji. Roboty są tańsze w utrzymaniu, efektywniejsze, bardziej ewolucyjne. Nawet jeśli koniec końców zastąpią człowieka, możemy przynajmniej spróbować odwlec to w czasie lub stworzyć swoistą siatkę zabezpieczającą, która złagodzi skutki wyparcia nas z rynku.

Z raportu Światowego Forum Ekonomicznego „The Future of Jobs” wynika, że ogromną rolę w tym procesie odegra długoterminowe nastawienie na poprawę wydajności edukacji. Obecny system nauczania jest już mocno przestarzały, skupiony na prestiżu wynikającym z posiadanego wykształcenia raczej niż na nabywaniu konkretnych, przydatnych rynkowo kwalifikacji. Z tego względu sugeruje się ściślejszą współpracę uczelni z instytucjami biznesowymi i rządowymi, by XXI-wieczny pracownik wnosił do gospodarki coś więcej niż tylko „papierek”.

Drugą kwestią jest tzw. lifelong learning, czyli proces nauczania przez całe życie. Społeczeństwa starzeją się coraz szybciej i o ile pokolenie millenialsów relatywnie łatwo jest w stanie dopasować się do zmieniającej się rzeczywistości, o tyle poprzednie pokolenia – już niekoniecznie. Nie jest też wykluczone, że za 20, 30 czy 50 lat obecni nastolatkowie nie staną przed wyzwaniem równie wielkim, jakie dziś dotyka ludzi po czterdziestce. Jeżeli chcemy pozostać konkurencyjni możliwie długo, nawet lifelong learning może okazać się niewystarczający. Konieczne może być całkowite przekwalifikowanie się, być może nawet kilkukrotne.

Coraz częściej mówi się też o konieczności wprowadzenia dochodu podstawowego. W świecie, w którym roboty zastąpią człowieka w pracy (a takiego scenariusza nie możemy odrzucać), obowiązek utrzymania obywatela może zostać przerzucony na rząd. Dotknie to przede wszystkim osoby o niskich i średnich kwalifikacjach – wysoko wykwalifikowani pracownicy powinni utrzymać się na rynku, natomiast przedsiębiorcy dalej będą zarabiać na kapitale, w tym wypadku na posiadanych robotach.

Jak mówi Martin Ford, autor książki „Rise of the Robots: Technology and the Threat of a Jobless Future”, czasy, gdy maszyny całkowicie wyprą człowieka z rynku, to odległa przyszłość. O dochodzie podstawowym myśli się jednak już teraz. Kluczem jest takie dopasowanie jego wysokości, by nie odbierać ludziom bodźca do pracy, nawet jeśli miałaby to być wyłącznie praca dorywcza lub w niepełnym wymiarze godzin.

Skąd jednak wziąć na to środki? Na myśl nasuwa się opodatkowanie robotów. Ta propozycja znalazła wielu zwolenników na całym świecie. Odnosi się do niej projekt rezolucji Parlamentu Europejskiego, mówi o tym noblista w dziedzinie ekonomii Robert Shiller, Bill Gates, a ostatnio nawet minister finansów Mateusz Morawiecki.

Gates twierdzi, że praca wykonywana przez roboty powinna być opodatkowana tak, jak ta wykonywana przez człowieka. Dzięki temu możliwe będzie wsparcie sektora socjalnego, czy to w formie wspomnianego już dochodu podstawowego, czy programów nastawionych na pomoc osobom wykluczonym, starszym lub niepełnosprawnym.

Zdaniem Morawieckiego z kolei nie może być tak, że tylko właściciele i konstruktorzy robotów będą korzystać z ich pracy. Przygotowanie społeczeństwa na nadejście ery robotów oznacza jednak zmiany nie tylko w systemie podatkowym, ale również emerytalnym czy edukacyjnym.


Podsumowanie
1

Obecność robotów w naszym życiu, również na rynku pracy, z dnia na dzień jest coraz bardziej widoczna.

2

W Polsce na 10 tys. pracowników przypadają 22 roboty. W Europie – czterokrotnie więcej.

3

W Polsce automatyzacją zagrożone jest 40% miejsc pracy.

4

Zdaniem Petera Diamandisa bezrobocie technologiczne wynikające z masowego wejścia robotów na rynek pracy zostanie zrównoważone demonetyzacją życia.

5

Aby osłabić negatywne skutki bezrobocia technologicznego, proponuje się m.in. ściślejszą współpracę uczelni z przedsiębiorstwami, ideę lifelong learning i implementację dochodu podstawowego.

Źródła:

Aktywni+. Przyszłość rynku pracy, Raport Gumtree 2017 r. (PDF)

Dochód podstawowy, CNBS – Catherine Clifford, 2015 r. (artykuł)

Dodaj komentarz

1 Komentarz do "Czy roboty zabiorą nam pracę? O możliwym wpływie nowych technologii na rynek pracy"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Skan
Gość

Czy nie czas porozmawiać o dywidendzie społecznej Douglasa. Pomysł logiczny, przetestowany i na czasie.

wpDiscuz