
W dniu, w którym kobiety z kilkudziesięciu krajów świata obchodzą swoje święto, tysiące Polek wychodzą na ulice największych miast. Do udziału zachęcają organizacje feministyczne z całego kraju.
Strajk w Polsce jest częścią międzynarodowej inicjatywy. Jak informują organizatorzy, podobne protesty odbędą się w sumie w 54 krajach świata. W polskich miastach możemy się spodziewać obecności przedstawicieli partii politycznych – przede wszystkim Nowoczesnej i Razem.
To będzie demonstracja naszej siły i okazja żeby wyrzucić z siebie całą złość, jaka jest w nas! Pokażmy im, co myślimy o ‚Dobrej zmianie’, wykrzyczmy nasze postulaty! Żądamy pełni praw reprodukcyjnych, państwa wolnego od zabobonów, wdrożenia i stosowania Konwencji Antyprzemocowej, poprawy sytuacji ekonomicznej kobiet!
– czytamy na facebookowej stronie wydarzenia.
„Nie przychodź” – mówią prowokacyjnie kobiety, tłumacząc ironicznie: „przecież gwałt to zawsze twoja wina” albo „przecież to normalne, że zarabiasz mniej od mężczyzny”.
„Zjednoczone kobiety zamierzają dać odpór fali mizoginii i przemocy” – pisze Klementyna Suchanow dla „Polityki”. Przeciwko czemu konkretnie protestują? Czego się domagają?
Żądają pełni praw reprodukcyjnych
Dla protestujących kobiet wciąż aktualny jest postulat, który skłonił je do zamanifestowania sprzeciwu w październiku – przy okazji tzw. czarnych protestów. Odbywały się one w tle politycznej debaty o zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego. Projekt nowelizacji ustawy autorstwa Ordo Iuris zakładał bezwzględny zakaz przerywania ciąży, a także odpowiedzialność karną kobiet za dokonanie aborcji. Opór społeczny był jednak na tyle duży, że propozycje zaostrzenia przepisów wówczas odrzucono.
Strajkujące kobiety wciąż domagają się – w obliczu planowanego przez rząd cięcia wydatków i zmiany standardów opieki – zapewnienia nowoczesnych badań prenatalnych i opieki okołoporodowej najwyższej jakości. Nie mniejsze znaczenie ma dla nich kwestia finansowania in vitro oraz dostęp do bezpłatnych środków antykoncepcyjnych (które w Polsce praktycznie nie są refundowane; co więcej, konieczność uzyskania recepty powoduje problemy kobiet z mniejszych ośrodków).
Antykoncepcja awaryjna
Niedawno powrócił temat tabletki „dzień po”. Przyjęty przez rząd w połowie lutego projekt oznacza, że wkrótce tabletki te będą prawdopodobnie dostępne jedynie na receptę. Dotychczas mogła ją kupić bez konsultacji z lekarzem każda osoba powyżej 15 roku życia.
Rząd argumentuje swoją decyzję względami zdrowotnymi. To jednak nie przekonuje oburzonych kobiet:
To radykalne ograniczenie prawa kobiet do antykoncepcji oznacza, że każde nieprzewidziane wydarzenie, jak pęknięta prezerwatywa, wiązać się będzie z koniecznością wizyty u ginekologa i proszenia o receptę. Taka nagła wizyta to często wydatek kilkuset złotych, bo możliwa do umówienia jedynie w gabinecie prywatnym. Wielu z nas po prostu na to nie stać. Tysiącom Polek grozić więc będzie niechciana ciąża lub poszukiwanie rozwiązań na czarnym rynku farmaceutyków. Dostęp do antykoncepcji to fundamentalne prawo każdej kobiety. Także wtedy, kiedy potrzebna jest nagle i nie była planowana. Ograniczanie nam tego prawa to skandal
– stwierdziła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z partii Razem.
Chcą „państwa wolnego od zabobonów”
„[…] Kościół – kobiety wiedzą, że to jest ich główny wróg. […] Rozdzielenie Kościoła od państwa jest właśnie jednym z postulatów Międzynarodowego Strajku Kobiet.” – pisze dalej Suchanow.
To odpowiedź na zbyt dużą, zdaniem wielu kobiet, ingerencję hierarchów kościelnych w tworzenie prawa w Polsce (której przykład obserwowaliśmy chociażby przy okazji sporu dotyczącego aborcji).
Uczestniczki strajku domagają się – jak czytamy na stronie – „opieki medycznej, nie watykańskiej”. Postulują wprowadzenie do podstawy programowej edukacji seksualnej opartej na naukowej wiedzy, wycofanie lekcji religii z publicznych szkół oraz utworzenie niezależnej komisji badającej zjawisko pedofilii w Kościele.
Powracająca kwestia tzw. konwencji antyprzemocowej
Zgodnie z ich oczekiwaniami Kościołowi miałoby zostać odebrane wsparcie z budżetu państwa. Ich zdaniem, środki z Funduszu Kościelnego powinny być przekazywane na „organizacje zajmujące się walką z przemocą wobec kobiet i przemocą domową”.
Miałoby to wynikać ze zastosowania konwencji antyprzemocowej. Dokument, przyjęty w 2015 roku przez rząd Ewy Kopacz, był bardzo głośno krytykowany przez PiS. Posłowie dzisiejszej partii rządzącej tłumaczyli, że kwestie dotyczące zwalczania przemocy wobec kobiet są dostatecznie uregulowane w polskim prawie, a konwencja służy głównie wprowadzeniu do systemów prawnych państw UE pojęcia „płci społeczno-kulturowej”. W podobnym tonie wypowiadali się zresztą nie tylko posłowie PiS-u (dokument głośno krytykował m.in. były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll).
Pod koniec ubiegłego roku media obiegła informacja, że w resorcie sprawiedliwości trwają prace nad poszukiwaniem podstawy prawnej umożliwiającej Polsce wypowiedzenie konwencji. To wywołało oburzenie wielu kobiet, dla których dzisiejszy protest jest okazją do ponownego ukierunkowania debaty publicznej na tę kwestię.
Równość płac i walka z niepłaceniem alimentów
Protest jest też wyrazem sprzeciwu wobec nierówności w sferze ekonomicznej. Chodzi tutaj przede wszystkim o (wciąż występującą) różnicę w wysokości wynagrodzeń kobiet i mężczyzn.
Oprócz tego kobiety domagają się:
- zabezpieczenia emerytalnego nieodpłatnej pracy kobiet,
- realnego zabezpieczenia społecznego rodzin osób z niepełnosprawnościami,
- skutecznego ściągania alimentów przez państwo i karania dłużników alimentacyjnych,
- podniesienia progu uprawniającego do świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego do średniego wynagrodzenia.
Co myślicie o postulatach strajkujących kobiet?
Dodaj komentarz
Bądź pierwszy!