Argumenty przeciwników liberalizacji dostępu do broni palnej

Prawo do posiadania broni - argumenty przeciw.

Prawo do posiadania broni budzi wielkie emocje na całym świecie. W kontekście rzekomej ery zamachów terrorystycznych grupy nacisku coraz mocniej lobbują za możliwie najłatwiejszym dostępem do broni palnej dla każdego zainteresowanego obywatela. Czy jest to jednak właściwa ścieżka?

Polska nie jest tu wyjątkiem. Wśród lobbujących najgłośniej słychać o projektach ruchu ROMB i Kukiz’15. I na dobrą sprawę wystarczy przeczytać (ze zrozumieniem) te projekty, by móc odpowiedzieć sobie na postawione wyżej pytanie. Dość wspomnieć, że ci ostatni postulują zniesienie wymaganych obecnie orzeczeń lekarskich i psychologicznych (!), zastępując je… opinią lekarza pierwszego kontaktu. O tym, czy otrzymamy pozwolenie na broń, ma więc decydować pani doktor z naszej przychodni, a nie lekarz specjalista. Takich „kwiatków” (jak choćby zrównanie statusu osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych ze statusem osób zdrowych) jest zresztą więcej.

Ale nawet skrajna indolencja zwolenników ułatwionego dostępu do broni może nie być dość przekonywająca. Pokażemy więc pięć powodów, dla których zmiany w prawie uważamy za kompletnie chybiony pomysł.

Warto podkreślić jedną kwestię: opowiadamy się za utrzymaniem status quo, a nie za zaostrzeniem przepisów. Istniejąca sytuacja prawna czyni z Polski bezpieczne państwo, a potencjalne zmiany – co wykażemy w dalszej części tekstu, powołując się również na przykład amerykański, tak często przytaczany przez zwolenników liberalizacji dostępu do broni – niechybnie zaburzyłyby ten porządek.

Zwiększenie prawdopodobieństwa wypadków

Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. W przypadku broni nie jest inaczej. Paradoksalnie poczucie władzy wynikające z posiadania broni często stawia nas w znacznie gorszej sytuacji. Z badań Guns, Fear, the Constitution, and the Public’s Health opublikowanych w “New England Journey of Medicine” płynie wniosek, że trzymając broń w domu zwiększamy ryzyko własnej śmierci nawet o 170%. Wynika to z paru banalnych przyczyn.

Po pierwsze, ze świadomości potencjalnego oporu. Jak mówi stare przysłowie, nie idzie się z nożem na strzelaninę. Napastnik, wiedząc, że jego ofiara z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie miała broń, już zawczasu sam odpowiednio się uzbroi. Jak myślicie – kto będzie skuteczniejszy? Przygotowany do ataku napastnik czy jego ofiara, świeżo upieczony i zaskoczony posiadacz broni? Potwierdzają to badania: według Investigating the Link Between Gun Possession and Gun Assault prawdopodobieństwo postrzału jest aż 4,5 razy większe w przypadku uzbrojonych osób.

Po drugie, stanowimy zagrożenie również dla samych siebie. W Stanach Zjednoczonych – kraju, na który chyba najczęściej powołują się zwolennicy liberalizacji dostępu do broni – w samym tylko 2010 r. zanotowano blisko 20 tysięcy samobójstw z użyciem broni. To ponad połowa samobójstw w skali całego kraju. Do tego trzeba doliczyć ponad 600 przypadkowych śmiertelnych postrzałów, z których w co dwunastym miało udział dziecko poniżej szóstego roku życia. Aż 14 tysięcy osób odniosło obrażenia na skutek użycia broni bezprochowej (np. wiatrówki lub śrutówki). Statystyki te można mnożyć w nieskończoność, ale wniosek płynie z nich jednoznaczny: broń palna w rękach niedoświadczonego użytkownika (a, o czym wspomnimy również w dalszej części tekstu, głównie z takim będziemy mieć do czynienia) stanowi dla niego raczej duże zagrożenie niż środek bezpieczeństwa.

Infografika broń

Statystyki użyciw broni w USA.

Warto jednak przytoczyć jeszcze jedne dane: wskaźnik średniej liczby zabójstw w Europie. Polska – ze swoim rzekomo upośledzonym prawem dotyczącym posiadania broni – jest pod tym względem jednym z najbezpieczniejszych krajów na kontynencie. Przed czym więc tak naprawdę potrzebujemy się bronić, skoro na 100 tys. mieszkańców ginie u nas mniej niż jedna osoba?

Wskaźnik średniej liczby zabójstw w Europie (ostatnie dostępne dane).
Wskaźnik średniej liczby zabójstw w Europie (ostatnie dostępne dane). Źródło: opracowanie własne na podstawie danych UNODC.

Jak z kolei wygląda to poza Europą? Jak wynika z raportu Small Arms Survey z 2007 r., wśród państw z najwyższym współczynnikiem posiadania broni przodowały Stany Zjednoczone (88,8 sztuki na 100 mieszkańców) i Jemen (54,8). Ten drugi kraj został całkowicie pominięty w rozważaniach przy okazji tekstu traktującego o zwolennikach liberalizacji dostępu do broni, warto więc przytoczyć dane statystyczne w tym miejscu.

W 2007 r. liczba zabójstw w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców wyniosła 4,0, ale do 2012 r. wzrosła niemal dwukrotnie – do poziomu 7,45. 84% z nich zostało dokonanych z użyciem broni, co daje nam współczynnik 6,26. Dla porównania: w Polsce w 2007 r. wyniósł on 0,09. Jeśli wspomnimy, że w Polsce mamy 1,3 sztuki broni na 100 mieszkańców, daje nam to 42 razy więcej broni per capita w Jemenie, ale aż 70 razy więcej zabójstw z jej użyciem. Nawet w Stanach Zjednoczonych współczynnik zabójstw jest 33-krotnie wyższy (2,97/100 tys. mieszkańców). To dobitnie pokazuje, że między liczbą sztuk broni i częstotliwością zabójstw z ich użyciem z pewnością występuje zależność, którą zwolennicy dostępu do broni tak uwielbiają pomijać.

Koszty ekonomiczne

Z artykułu The True Cost of Gun Violence in America wynika, że incydenty związane z bronią kosztują każdego Amerykanina ponad 700 dolarów rocznie – to więcej niż całkowity koszt walki z nadwagą w USA. Łącznie daje to ponad 229 miliardów dolarów w skali roku. Ponad połowa tych środków pochodzi z kieszeni podatników.

Zdecydowana większość tych kosztów (ok. 221 miliardów dolarów) to koszty pośrednie: utracone dochody, drastyczny spadek jakości życia czy straty ekonomiczne dla pracodawców. Szacunki te opierają się na założeniu, że statystyczne życie „warte” jest ok. 6,2 miliona dolarów, choć wartość ta jest prawdopodobnie mocno zaniżona. Wydział Transportu Publicznego Stanów Zjednoczonych proponuje bowiem kwotę aż o połowę wyższą.

Trzeba też pamiętać, że wyliczenia z wyżej wymienionego artykułu prawdopodobnie nie uwzględniają wielu innych czynników, których koszt znacznie ciężej oszacować, a które mają równie kluczowe znaczenie dla społeczeństwa. To między innymi społeczna trauma na skutek przemocy ulicznej czy tzw. społeczny koszt strachu, będący jednym z głównych problemów w wielkich miastach. Nie tylko implikuje on potężne wydatki rządowe na bezpieczeństwo i zapobieganie przestępczości, ale też wstrzymuje rozwój gospodarczy. W przeprowadzonej w 1998 r. przez Philipa Cooka ankiecie aż 63,6% badanych przyznało, że byłoby skłonnych płacić podatki wyższe aż o 200 dolarów (średnie obciążenie podatkiem dochodowym w USA to ok. 9 000 dolarów), jeśli obniżyłoby to skalę urazów na skutek użycia broni o 30%. W skali kraju dałoby to aż 24,5 miliarda dolarów.

Wyniki ankiety „Czy byłbyś skłonny płacić wyższe podatki, jeżeli ograniczyłoby to skalę urazów postrzałowych”?
Wyniki ankiety „Czy byłbyś skłonny płacić wyższe podatki, jeżeli ograniczyłoby to skalę urazów postrzałowych”? Źródło: The Costs of Gun Violence against Children, P. J. Cook; J. Ludwig, 2002 r.

Polacy czują się bezpiecznie

Zwolennicy liberalizacji prawa do posiadania broni jak mantrę powtarzają argument o zwiększonym poczuciu bezpieczeństwa; argument – na pewnym poziomie ogólności – być może i słuszny, gdyby nie jeden drobny szczególik: nastroje społeczne nijak z nim nie korelują. W świetle najnowszych badań CBOS aż 89% ankietowanych Polaków wskazało Polskę jako kraj bezpieczny do życia. Jeszcze więcej, bo aż 95%, czuje się bezpiecznych w swoim miejscu zamieszkania.

Nie jest to sytuacja jednostkowa. W zeszłorocznym badaniu odsetek zadowolonych z bezpieczeństwa w kraju i miejscu zamieszkania wynosił odpowiednio 80 i 95%, a tak wyraźny trend utrzymuje się od co najmniej 9 lat (w przypadku bezpieczeństwa w miejscu zamieszkania wręcz od pierwszego badania, zorganizowanego w 1987 r.).

Poczucie bezpieczeństwa w Polsce na przestrzeni lat.
Poczucie bezpieczeństwa w Polsce na przestrzeni lat. Źródło: opracowanie własne na podstawie danych CBOS „Opinie o bezpieczeństwie i zagrożeniu przestępczością”, kwiecień 2017 r.

Prawo – co powtarza się przy każdej możliwej okazji – powinno służyć ludziom, a nie ludzie prawu. Po co więc wprowadzać zmiany – zwłaszcza tak kontrowersyjne – w kraju, który tych zmian ewidentnie nie potrzebuje? Polacy jako naród zdecydowanie czują się bezpieczni. Ingerencja w status quo nie poprawi wydatnie sytuacji (wystarczy zwrócić uwagę na trendy – przy obecnych przepisach odsetek zadowolonych obywateli systematycznie rośnie), a może ją z łatwością pogorszyć.

Polacy nie chcą liberalizacji przepisów

Z powyższym wiąże się jeszcze jedna ważna kwestia. Jak wynika z badań IBRiS, blisko 80% Polaków nie chce liberalizacji przepisów o dostępie do broni. Nie jest to wynik odosobniony. W listopadzie 2016 r. aż 71% badanych opowiedziało się przeciwko ułatwieniom w dostępie do broni w sondażu przeprowadzonym przez Instytut Badań Pollster. Za liberalizacją przepisów był zaledwie co piąty Polak.

Warto też przy okazji przytoczyć niektóre wypowiedzi z forów internetowych (zachowana pisownia oryginalna):

Jak myślisz, skąd nastolatek w USA bierze broń? Z czarnego rynku? Nie, kradnie LEGALNĄ strzelbę ojca albo LEGALNIE kupuje ją w supermarkecie.
Problemem jest to, że zwolennicy powszechnego dostępu do broni argumentują swój punkt widzenia sytuacjami, które ten powszechny dostęp do broni stworzył.
Oczywiście, kto chce zdobyć broń i tak ją zdobędzie, ale póki co nie słychać, by po ulicach polskich miast chodzili psychopaci z karabinami.
Bardzo dobrze się dzieje, że dostęp do broni w Polsce jest tak słaby. Wciąż nie poradziliśmy sobie z wytłumaczeniem ludziom, że nie prowadzi się auta po pijaku. Wyobraź sobie, że ci sami ludzie mają w domu broń. Wierzysz, że, pod wpływem emocji i alkoholu bądź narkotyków z niej nie skorzystają? Bo ja nie.

(Kage)

Nikt dziwnego, że nikt nie chce zmian. Polska ma jeden z najniższych na świecie odsetek zabójstw z użyciem broni. Obecne przepisy działają b. dobrze. Kto b. chce mieć tę broń to może ją mieć, po uzyskaniu licencji. Jak widać aż 190 tyś Polaków takie pozwolenie uzyskało. Im mniej broni na rynku tym bezpieczniej – to oczywista oczywistość. Jak się komuś marzy zupełnie wolny dostęp do broni to droga otwarta – wystarczy wyjechać do Somalii, stolicy wolności z mokrych snów korwinistów.

(~charly)

Powszechne prawo do posiadania broni – ależ oczywiście, ale nie bez kursu strzeleckiego i badań psychiatrycznych.
Broń to nie zabawka a w tej chwili bez powszechnego poboru dzieciaki widzą broń tylko na filmach więc ja nie boję się tego że po wprowadzeniu powszechnego dostępu do broni ludzie będą strzelać jeden do drugiego … boję się bardziej że ludzie sami sobie krzywdę zrobią bo bez odpowiedniego kursu i przygotowania do obchodzenia się z bronią palną nie będą wiedzieć za bardzo nawet w którą stronę lufę skierować podczas strzału.

(~Marcuin~)

Dużo mówi się – zwłaszcza w retoryce rządzącego obecnie PiS – o słuchaniu „suwerena”. Aż 80% badanych stanowi chyba dostatecznie liczną grupę, by jednoznacznie określić preferencje Polaków w kwestii ułatwionego dostępu do broni.

Brak kultury broni

Posłowie klubu Kukiz’15 mówią o rzekomej tradycji posiadania broni i „historycznych uwarunkowaniach”. Na ile jednak jest to prawda?

Obecnie w Polsce mamy zaledwie około 150 strzelnic. Dla porównania, czterokrotnie mniej liczne od nas Węgry ogłosiły na początku 2017 r., że w ciągu trzech lat wybudują aż 197 takich obiektów. Dobitnie pokazuje to skalę braków w polskiej infrastrukturze – braków, które bezpośrednio obalają tak mocno lansowaną „tradycję posiadania broni”.

Liczba strzelnic w poszczególnych województwach.
Liczba strzelnic w poszczególnych województwach. Źródło: opracowanie własne na podstawie danych http://strzelnice.firearms.pl/

Za brakiem kultury broni idą oczywiście i inne problemy. Skoro praktycznie nie istnieje infrastruktura, nie ma możliwości odbycia skutecznego szkolenia (a co się dzieje, jeśli broń palną otrzyma nieprzeszkolona osoba, łatwo sobie wyobrazić). Zmagają się z tym nie tylko cywile, ale nawet służby mundurowe. W 2008 r. roku aż czterech na pięciu funkcjonariuszy przyznało, że baza strzelecka jest słabą stroną polskiej policji.

Nagminne są sytuacje, kiedy kursanci muszą dojeżdżać po kilkadziesiąt kilometrów do najbliższego obiektu, a wielu z nich bywa na strzelnicy rzadziej niż raz na rok. Do tego systematycznie maleją wymagania dla kandydatów na funkcjonariuszy, zmniejsza się też liczba godzin przeznaczonych na szkolenia. Efekty często bywają tragiczne. Regularnie słyszymy o sytuacjach, kiedy policjant postrzelił się w trakcie czyszczenia broni. Głośny był też przypadek 34-letniego instruktora z Legnicy, który zranił swoją kursantkę podczas chwalenia się bronią.

To wyraźnie pokazuje, jak wiele jest prawdy w polskiej rzekomej tradycji posiadania broni. Skoro nawet wśród służb mundurowych panuje niekompetencja, a funkcjonariusze sami zwracają uwagę na problem słabej bazy strzeleckiej, to jak bardzo muszą odstawać od nich zwykli obywatele, którym rozmaite grupy interesu chcą przyznać łatwiejszy dostęp do broni?

Podsumowanie

Ułatwienia w dostępie do broni niosą za sobą poważne negatywne skutki. To nie tylko zwiększona śmiertelność posiadaczy, ale również wysokie koszty ekonomiczne czy zdrowotne. Przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, że wypadki związane z użyciem broni pochłaniają więcej funduszy niż walka z otyłością, a kwoty te i tak są mocno niedoszacowane. Sami obywatele chętnie płaciliby wyższe podatki, by tylko zmniejszyć skalę przestępczości wynikającą z posiadania broni.

Nie można też lekceważyć czynnika społecznego. Aż 80% Polaków nie chce liberalizacji przepisów, a zdecydowana większość czuje się bezpiecznie zarówno w kraju, jak i w miejscu zamieszkania. Jest to też trend rosnący. Mimo braku zmian w prawie, Polska w oczach mieszkańców z roku na rok staje się coraz bezpieczniejsza.

Do tego należy dodać brak kultury broni w kraju. Nie posiadamy wystarczającej liczby placówek, w których można ćwiczyć strzelanie, a problem dotyczy nawet służb mundurowych.

To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Pełna analiza wad rozwiązania proponowanego m.in. przez klub Kukiz’15 czy ROMB zajęłaby znacznie więcej, ale nawet teraz można jasno i wyraźnie stwierdzić, że liberalizacja dostępu do broni jest Polsce absolutnie niepotrzebna.


Podsumowanie
1

Jak wynika z amerykańskich badań, liberalizacja dostępu do broni może aż trzykrotnie zwiększyć ryzyko naszej śmierci.

2

Wypadki związane z użyciem broni kosztują Amerykanów więcej niż wydatki związane z problemem otyłości.

3

Aż 89% ankietowanych przez CBOS uważa Polskę za bezpieczny kraj, a aż 95% czuje się bezpiecznie w swoim miejscu zamieszkania.

4

Czterech na pięciu Polaków opowiada się jednoznacznie przeciwko liberalizacji przepisów dotyczących dostępu do broni.

5

W Polsce nie istnieje lansowana przez grupy nacisku kultura broni.

Źródła:

Opinie o bezpieczeństwie i zagrożeniu przestępczością – komunikat z badań nr 48/2017, CBOS, 2017 r. (PDF)

Zabawy z bronią, Michael Moore, 2002 r. (YouTube)

The Costs of Gun Violence against Children, Philip J. Cook, Jens Ludwig, 2002 r. (PDF)

Dodaj komentarz

25 komentarzy do "Argumenty przeciwników liberalizacji dostępu do broni palnej"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
MłodyEkonomista
Gość

Zastanawiam się czy autor rzeczywiście czytał chociażby artykuł o przeciwnym charakterze, z którym polemizuje…

1. „Takich „kwiatków” (jak choćby zrównanie statusu osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych ze statusem osób zdrowych) jest zresztą więcej. Ale nawet skrajna indolencja zwolenników ułatwionego dostępu do broni…” – z tego artykułu.
Zrównanie statusu osób uzależnionych, hmmm co to tam było… Aha, mam!
„Pozwolenia na broń nie mogłyby być wydawane osobom, u których stwierdzono przynajmniej jedno z wymienionych w projekcie schorzeń i stanów chorobowych (m.in. schizofrenia, zaburzenia wynikające z uzależnienia od substancji psychoaktywnych, zaburzenia nastroju i osobowości oraz stany chorobowe zwiększające ryzyko napadowych zaburzeń orientacji i świadomości).” – z artykułu „argumenty zwolenników”.
zaburzenia wynikające z uzależnienia od substancji psychoaktywnych = Pozwolenia na broń nie mogłyby być wydawane.

2. Eh. Dość łatwo chyba się domyślić, że kultura broni dotyczyła okresu raczej I RP, trochę i II RP. Jak możemy mieć kulturę broni, kiedy dopiero co wyszliśmy z dziesięcioleci komunizmu, gdzie tylko jedynie słuszna władza państwowa mogła mieć broń? Jak dziś mówić o kulturze broni, skoro przeżyliśmy tyle okupacji, gdzie okupanci bardzo starali się całkowicie rozbroić naród, by ten nie mógł stawić oporu? Jaka jest kultura broni dzisiaj gdy nie wolno jej było posiadać przez tak długi czas? Mieliśmy kulturę broni, dziś nam jej brakuje, ale nie znaczy to, że nie należy jej odbudowywać.

3. Prawo do posiadania broni jest między innymi tym co wyraźnie odróżnia niewolnika od człowieka wolnego. Pal licho opłaty administracyjne, ale uznaniowość? Gdy każą mi wykazać „stałe i ponadprzeciętne zagrożenie życia, zdrowia lub mienia”, to już jest przegięcie. Nie wystarcza, że jestem niekaralny, zdrowy fizycznie i psychicznie i przeszedłem szkolenie? Mienie każdego obywatela jest zagrożone stale i ponadprzeciętnie ze strony państwa (paradoks, bo państwo miało je chronić), czy na tej podstawie wydaliby mi pozwolenie? Wątpię.

Redakcja ideologia.pl
Editor

Odpowiedź autora tekstu:
Ad. 1. Oczywiście, projekt Kukiz’15 zakłada brak pozwolenia na broń osobom cierpiącym na zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem substancji psychoaktywnych, z wyłączeniem używania tytoniu, jednak nie zadaje to kłamu stwierdzeniu przedstawionemu w artykule. Zakładam, że rozumiesz, MłodyEkonomisto, że uzależnienia od substancji psychoaktywnych nie da się „wyleczyć” – alkoholik nigdy nie „wyzdrowieje”, co najwyżej będzie „niepijącym od lat alkoholikiem” – i tu tkwi źródło problemu. Dobrze podsumował to ośrodek OKO.press: „Nawet osoby z historią długoletniej choroby alkoholowej będą mogły zdobyć pozwolenie, jeśli tylko wykażą, że alkohol nie wpływa na ich stan obecnie.
W praktyce prawdopodobnie wystarczy, że wnioskując nie będzie spożywała alkoholu przez kilka miesięcy. (…) nowelizacja nie uznaje żadnego moratorium dla osób wychodzących z alkoholizmu (między okresem leczenia i uzyskaniem pozwolenia na broń).”
Ad. 2. Sam jednak przyznajesz, że dziś brakuje nam kultury broni (a, z całym szacunkiem, powoływanie się na czasy I RP jest, lekko mówiąc, niepoważne; i tak dobrze, że w poszukiwaniu tradycji nie sięga się do czasów Mieszka I albo osławionego Imperium Lechickiego), co w zasadzie wyczerpuje pole do dyskusji. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inną kwestię.
Zabawna jest twoja specyficzna teoria względności czasu – 45 lat komunizmu to już „dziesięciolecia”, ale blisko 30 lat wolnej Polski to „dopiero co”. A warto przypomnieć, że Węgry – przytaczane w artykule – również de facto wyszły z komunizmu w 1989 roku, a drogę ku wolności miały w XX wieku wcale nie łatwiejszą niż Polska. Dlaczego więc Węgry stać na budowę 200 strzelnic, a nas nie? Może jednak warto sięgnąć po pozytywistyczną pracę u podstaw – dać Polakom infrastrukturę, a dopiero później postulować łatwiejszy dostęp do broni? Zgadzam się z drugą połową zdania „Mieliśmy kulturę broni, dziś nam jej brakuje, ale nie znaczy to, że nie należy jej odbudowywać”, kwestionuję jedynie proponowane metody tej odbudowy.

Banderas
Gość

Podstawowym argumentem przemawiającym za możliwością posiadania broni jest przyrodzone przez Stwórcę prawo do życia oraz do obrony tego życia wszelkimi dostępnymi metodami/narzędziami. Państwo nie może zdrowemu na umyśle i praworządnemu obywatelowi tego prawa odebrać. Państwo, które tego prawa nie uznaje lub je łamie jest tak naprawdę państwem bandyckim.

ktoś
Gość

„wszelkimi dostępnymi metodami/narzędziami” to znaczy?

ŚDWzH
Gość

Pierwszy akapit, do którego można się merytorycznie odnieść, i już epic fail:

„Według Investigating the Link Between Gun Possession and Gun Assault prawdopodobieństwo postrzału jest aż 4,5 razy większe w przypadku uzbrojonych osób.”

Od razu widać, że autor nie czytał tekstów, których konkluzje przekleja. Podejrzewam, że nawet nie zajrzał do abstraktu. Powyższe jest nawiązaniem do artykułu Branasa et al., który dosłownie prostytuuje metodę naukową. Polecam wyguglać: „Epidemia fałszywych twierdzeń w pracy Charlesa C. Branasa.” Fakt, że takie rzeczy nie są odrzucane jeszcze przed etapem recenzji, pokazuje tylko, w jakim kryzysie tkwi per review.

Redakcja ideologia.pl
Editor

Fragment z inkryminowanego artykułu: „After we adjusted for confounding factors, individuals who were in possession of a gun were 4.46 (95% confidence interval [CI] =1.16, 17.04) times more likely to be shot in an assault than those not in possession. Individuals who were in possession of a gun were also 4.23 (95% CI =1.19, 15.13) times more likely to be fatally shot in an assault. In assaults where the victim had at least some chance to resist, individuals who were in possession of a gun were 5.45 (95% CI =1.01, 29.92) times more likely to be shot.”

W jaki sposób stoi to w opozycji ze zdaniem, do którego się odnosisz?

ŚDWzH
Gość

„W jaki sposób stoi to w opozycji ze zdaniem, do którego się odnosisz?

Jeszcze raz polecam wyguglać i przeczytać: „Epidemia fałszywych twierdzeń w pracy Charlesa C. Branasa.” Nawet zacytowany fragment zawiera wprowadzające w błąd informacje. Przykładowo, zdanie „After we adjusted for confounding factors (…)” powinno brzmieć raczej tak: „After we adjusted for kilka nic nie znaczących confounding factors i pominięciu wszystkich istotnych zmiennych kontrolnych (…)”.

Cytowanie wyników jakiejś pracy bez zrozumienia, jak autor do nich doszedł, co pominął, co przemilczał, co nieporwanie zinterpretował – jest bezcelowe.

ŚDWzH
Gość

Ogólnie cały powyższy wpis, usiłujący imitować (bardzo wiernie) sposób argumentacji środowisk przeciwnych broni palnej, opiera się na porównaniach z USA. W rezultacie autor kompletnie nie zauważa, co tak naprawdę wykrzywia w kosmos amerykańskie statystyki. Kilka faktów (w każdej chwili mogę udostępnić oryginalne źródła):

„Około 99 proc. zabójstw w USA kumuluje się na 5 proc. ulic.” (Robert Muggah)

„Prawda jest taka, że zabijają się czarni mężczyźni między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia. Wszystko, co zostaje po odjęciu tych ofiar, to statystyczny margines. Zabójstwa w Ameryce nie są zjawiskiem masowym.” (Jill Leovy)

„Większość odbywających się ostatnio w Ameryce debat całkowicie ignoruje sedno problemu przemocy z użyciem broni palnej. Gangi oraz pomniejsze bandy handlujące narkotykami popełniają w wielu miastach do 75 proc. wszystkich zabójstw, a przeważająca część z reszty przypada w udziale innym notowanym kryminalistom. Zwykli obywatele, posiadający w domach broń, nie dopuszczają się napadów rabunkowych, nie ostrzeliwują własnych dzielnic ani nie zabijają swoich żon.” (David M. Kennedy)

Odsłanianie skali murzyńskiej przemocy w USA pozwala zrozumieć, dlaczego powszechność broni palnej nie powinna być traktowana jako zmienna tłumacząca amerykańską przestępczość, w sensie – jej relatywnie większe natężenie w stosunku do homogenicznych rasowo, biało-azjatyckich krajów. Porównywanie 50 stanów Ameryki do Norwegii, Japonii, Kanady czy Polski jest nieprawdopodobnym nadużyciem (praktykowanym niestety nagminnie zarówno przez internetowych dyletantów, jak i profesjonalnych badaczy). Już pomijam olbrzymie formalno-techniczne różnice w kodowaniu czynów kryminalnych oraz prymitywizm leżący u podstaw wszelkich porównań przekrojowych – sama dystrybucja rasowa przestępczości w Stanach po prostu wyklucza takie zestawienia.

Znamienne jest też przywoływanie statystyk np. wypadków z użyciem broni bez podawania kontekstu. Prawda jest taka, że obecnie wskaźniki śmiertelnych wypadków znajdują się na rekordowo niskim poziomie przy rekordowo wysokim nasyceniu bronią amerykańskiego społeczeństwa. Przeciętne dziecko jest dwadzieściaparę razy bardziej narażone na śmierć na skutek utonięcia w przydomowym basenie aniżeli na skutek postrzału z broni. Generalnie broń palna jako taka znajduje się na szarym końcu w rankingu przedmiotów codziennego użytku niebezpiecznych dla życia domowników. Ciężko o inny rekwizyt, którym Amerykanie posługiwaliby się równie często i powszechnie, a który odpowiadałby za tak niewielką liczbę zgonów w wypadkach.

ŚDWzH
Gość

Inna rzecz, która mnie zdumiewa: dlaczego przeciwnicy broni nie powołują się na doświadczenia kanadyjskie, szwajcarskie albo czeskie. Na świecie istnieje kilka krajów ze ZNACZNIE bardziej łagodnym reżimem reglamentacyjnym niż w Polsce i, zgodnie z przewidywaniami, NIC się tam strasznego nie dzieje.

Przykładowo – Szwajcaria. Do roku 1999 łatwiej można było legalnie zdobyć/dostać/kupić broń u Helwetów niż w najbardziej nawet „progunowych” stanach Ameryki. Po roku 1999 nieco zaostrzyli przepisy, ale i tak Szwajcaria ciągle pozostaje krajem, gdzie o broń palną niezwykle łatwo: https://goo.gl/vGNTLo

W Kanadzie większość broni, znajdującej się w posiadaniu cywilów, nie podlega nawet rejestracji: https://goo.gl/6KH2tg

Magda
Gość

Szczerze powiem, że dziwni mnie w Was zwolennikach liberalizacji przepisów to, że chcecie patrzyć tylko na przykłady pozytywne… Czy dajecie jakąś gwarancję, że Polska nie podąży ścieżką USA, czy dajecie gwarancję, że żadne dziecko nie ucierpi bawiąc się bronią tatusia, czy gwarantujecie, że nie zwiększy się liczba samobójstw z wykorzystaniem broni… Zdaje się, że grupy protestujące przeciwko „Klątwie” biegały ostatnio z kwasem – jaka pewność, że następnym razem nie przybiegną z bronią?

sailor
Gość

A jaką masz gwarancję że żadne dziecko nie skaleczy się nożem tatusia i mamusi w kuchni? Trzymasz je w zamykanej kasetce?

Strzelec
Gość

Fajnie, że autor próbuje merytorycznie podejść do tematu zamiast straszyć „wolnym dostępem”, ale momentami aż bije brak znajomości tematyki.

Pomijam już wartość przytoczonych „badań” bo o niej pisał kolega powyżej, ale nie uwierze, że ktoś kto potrafi korzystać z google nie zauważył wszystkich amerykańskich i polskich badań prowadzonych na przestępcach, które dowodzą że zdecydowana większość przestępców rezygnuje z ataku wiedząc że ofiara może mieć broń. Sprawdpolskic praktyce. Praktycznie zawsze widok broni uspokaja sytuację.

Druga rzecz to porównanie USA do Polski. Uparcie próbujecie powielać mit, że zwolennicy liberalizacji opierają się na amerykańskich wzorcach. Tu mam nawet wrażenie, że pisal to zwolennik liberalizacji dostępu do broni. Bo argument „a w Ameryce to się zabijajo” przestał działać nawet na zatwardziałych widzów tvn. Pomijam fakt, że nikt w PL nie chce amerykańskich rozwiązań, ale autor ignoruje drobny szczegół. Mianowicie obecnośc w USA gett zamieszkiwanych przez ludnosc murzyńską i latynoską, które to getta „robią wynik”. Fakt udaremniania ok 3 tys. Przestepstvrocznie przez uzbrojonych obywateli również nie jest istotny.

Dwa ignorujecie istnienie Niemiec, Czech i Szwajcarii. To na te kraje powołują się zwolennicy liberalizacji a nie na USA:) pomimo, że bardzo tego chcecie.

Trzy, tu przepraszam, ale jistotnyczytałem o poczuciu „władzy” którą daje broń to oplułem monitor ze smiechu. Idźcie na strzelnice pogadajcie z ludźmi. Strzelanie to fajne hobby, a nie władza.

Cztery: skąd pomysł, że broń ma służyć tylko do obrony przed kryminalistami?

Autor twierdzi, że w dobie zagrożeń hybrydowych Polska jest bezpieczna. Brak komentarza, autor zaorał się sam.

Kolejna rzecz to projekt ROMBu. Ten projekt był silnie krytykowany przez środowisko strzeleckie. Jest on w wielu punktach nieprzemyślany. Nie jest to projekt środowiska strzeleckiego tylko dwóch panów z ROMBu.
Można by tak długo, ale po co. Wszystko na ten temat zostało już napisane, aż dziwne że autor powiela mity które już dawno zostały obalone.

Na zakończenie powiem tylko, że strzelcom chodzi eliminację PATOLOGII. Czyli o walkę z chorendalnymi cenami uprawnień, z korupcjogenną uznaniowością i niesprawiedliwymi przrpisami, które eliminują osoby z wadą wzroku ze sportu ststrzeckiego.

Więc drodzy zestresowani hoplofobi. Udajcie się na strzelnice, cieszcie się życiem i przestańcie walczyć z wolnym dostepem bo poza gimbazą nikt go w Polsce nie chce:).

Krzysztof Jabłoński
Gość

„Fakt udaremniania ok 3 tys. Przestepstvrocznie przez uzbrojonych obywateli również nie jest istotny.”
Drogi Kolego, nie mogę się zgodzić i muszę interweniować. Nie wiem skąd wytrzasnąłeś taką liczbę, warto by podać źródło takiej „wiedzy”.
W pracy badawczej „Armed Resistance to Crime: The Prevalence and Nature of Self-Defense with a Gun” amerykańscy badacze przestępczości Gary Kleck i Marc Gertz oszacowali wielkość zjawiska użycia broni palnej w obronie przed przestępstwem na 2.2~2.5 miliona przypadków rocznie.

Co się tyczy magicznych 3,000 – liczba taka pojawia się w tej pracy jako odgórne ograniczenie szacunkowej liczby zabitych przestępców rocznie. Jednak używanie tego wskaźnika jest niewskazane. Sami autorzy zaznaczają, że nie jest to w żadnym stopniu skala użycia broni do ochrony życia. Za autorami:

„This is also too serious a matter to base conclusions on silly statistics comparing the number of lives taken with guns with the number of criminals killed by victims. Killing a criminal is not a benefit to the victim, but rather a nightmare to be suffered for years afterward. Saving a life through DGU [defensive gun use, przypis mój] would be a benefit, but this almost never involves killing the criminal; probably fewer than 3,000 criminals are lawfully killed by gun-wielding victims each year, 11 representing only about 1/1000 of the number of DGUs, and less than 1% of the number of purportedly life-saving DGUs. Therefore, the number of justifiable homicides cannot serve as even a rough index of life-saving gun uses. Since this comparison does not involve any measured benefit, it can shed no light on the benefits and costs of keeping guns in the home for protection”

Strzelec
Gość

Te 3 tys. Pochodzą z opracowania uniwerku bodaj z Filadelfii. Przyznaję, że nie zagłębiałem się w metodologię tego badania. Nie twierdzę, że niema innych.

Krzysztof Jabłoński
Gość

Czasem warto zajrzeć do abstraktu i zobaczyć w jaki sposób wyciągane są wnioski.
Poszukałem i znalazłem wpis z bloga (http://gunwatch.blogspot.com/2015/02/how-many-justified-homicides-occur-each.html), cytuję fragment:

„How many justifiable homicides, by people other than police, occur in the United States each year? Nobody knows, but it is some multiple, likely 5-10 times as many as reported in the FBI’s Uniform Crime Reports. The FBI figure was 310 for 2012, of which 258 were shot. So total justified homicides for 2012 by people other than police, would be approximately 1,500 – 3,000.”

Pojawia się 3k jako odgórne oszacowanie liczby wszystkich „zabójstw usprawiedliwionych” (obrona konieczna). Jednak traktowanie obrony jako skutecznej tylko w przypadku, kiedy napastnik leży martwy jest przerażającą, niczym nieusprawiedliwioną aberracją. Obrona jest skuteczna, kiedy broniący się nie poniósł szkody, bądź zminimalizował straty własne – w szczególności kiedy napastnik zrezygnował w trakcie ataku i poddał się lub uciekł, albo kiedy nie podjął się ataku w ogóle. Śmierć napastnika jest ostatecznością – nie warunkiem koniecznym skuteczności.

Niestety aktywiści polityki zakazowej lubują się w takich szkodliwych przeinaczeniach. Np. w raporcie Violence Policy Center pojawiła się teza „skoro na jedną kobietę, zabijającą napastnika z broni krótkiej, przypada 101 kobiet ginących od kul wystrzelonych z pistoletu lub rewolweru -> to samoobrona kobiet jest mitem”. Jakim trzeba być dyletantem, żeby wyciągnąć taki wniosek z tego niedorzecznego porównania? (źródło: https://www.hoplofobia.info/cel-kobiety/)

Mariusz
Gość

Tan artykuł to bubel. Autor tego artykułu zręcznie manipuluje różnego rodzaju tabelami dla uzasadnienia swoich tez. Projekt ustawy złożony przez Kukiz 15 jest bardzo dobry. Przede wszystkim likwiduje uznaniowość urzędniczą, która jest polem do korupcji (temu dam a temu nie). Osobiście panie autorze znam też alkoholika który na podstawie obecnych przepisów ustawy posiada w swoim domu całkiem pokaźny arsenał, oczywiście legalnie ponieważ ma pozwolenie na broń. A dlaczego ma bo jest dobrym kumplem z tutejszym komendantem. Niestety ale autora tego artykułu można nazwać tylko kompletnym ignorantem na temat pozwoleń na broń, żeby nie powiedzieć hoplofobem. Ps nie jestem posiadaczem broni.

Marcin
Gość

O czym tu dużo mówić…Z tego co wiem w rękach Polaków jest jakieś 200tys albo i więcej broni czarnoprochowej.Jakos nie słyszy się żeby użyto jej w jakimś innym celu jak strzelnice.No moze też duża liczba osób używa jej do obrony własnej.Ale reasumując,skoro możemy posiadać takową broń czarnoprochowa (rozdzielnego ładowania) która można wyrządzić również spora krzywdę.Nawet może i większą patrząc na jej kaliber.To dlaczego nie możemy posiadać broni palnej (z nabojem scalonym).Tak że nie jest z Polakami tak tragicznie,nie strzelają do siebie i nie są idiotami jak inni starali się nam wmówić. Mam na myśli choćby komune.I słowa że jesteśmy słabi… że nie damy sobie rady… że musimy liczyć tylko na innych,były nam wpajane i są do teraz.Nie jesteśmy ani słabi ani niedołęzni ani też nie jesteśmy Narodem alkoholików jak to nas postrzegają albo chcą postrzegać bo tak latwiej nam wmowic i nami kierowac.Wiec dlaczego nie oddać nam prawa do posiadania broni!Obudowie się bo nie żyjemy w komunie!!!!

wpDiscuz