• >>
  • Wiadomości
  • >>
  • Projekt nowelizacji dotyczący tzw. przemocy ekonomicznej
14.02.2018
Aktualizacja: 14.02.2018

„Przemoc ekonomiczna” będzie prawnie zdefiniowana? Nowoczesna składa projekt nowelizacji

Przemoc ekonomiczna.
© yavdat/fotolia

Przemoc zwykle kojarzy nam się z krzywdą zadaną przy użyciu fizycznej siły lub psychicznym znęcaniem. Tymczasem ostatnio – za sprawą projektu ustawy autorstwa posłów Nowoczesnej – więcej mówi się o tzw. przemocy ekonomicznej. Czym jest i jaka kara miałaby grozić za jej stosowanie?

Ograniczanie dostępu do domowego budżetu, wydzielanie współmałżonkowi pieniędzy na zakupy, unikanie płacenia alimentów czy odbieranie starszym lub niepełnosprawnym rent i emerytur – przejawów przemocy ekonomicznej jest co najmniej kilka. Najogólniejszą z możliwych definicji tego zjawiska zaproponowała Renata Durda z Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”: „Tam, gdzie ktoś używa pieniędzy czy używa dóbr materialnych do tego, żeby krzywdzić inne osoby, stosować nad nimi władzę i kontrolę, tam pojawia się rodzaj przemocy właśnie ekonomicznej”.

W tzw. konwencji antyprzemocowej wskazano na 4 formy przemocy – fizyczną, psychiczną, seksualną i właśnie ekonomiczną. Posłowie Nowoczesnej postanowili skierować uwagę opinii publicznej na tę ostatnią.

Zdecydowanie za mało mówi się w naszym kraju o przemocy ekonomicznej. Temat ten jest zupełnie pomijany i ignorowany. Dlatego potrzebne są zmiany w prawie. Niezbędna jest również poważna debata na ten temat i mam nadzieję, że złożenie tego projektu do Sejmu ją zapoczątkuje

– tłumaczy posłanka Monika Rosa.

Karą za stosowanie przemocy ekonomicznej miałoby być pozbawienie wolności na okres do 3 lat. Zaproponowany projekt jest pierwszym przejawem aktywności Nowoczesnej w tej kwestii w Roku Praw Kobiet – ustanowionym zresztą na wniosek tego ugrupowania.

Skala zjawiska

Ostatecznie „przemoc ekonomiczną” autorzy projektu zdefiniowali w ten sposób:

Przemocą ekonomiczną jest zachowanie mające na celu uzależnienie od siebie, wymuszenie określonych zachowań lub poniżenie osoby najbliższej lub osoby pozostającej we wspólnym gospodarstwie domowym, poprzez ograniczenie dostępu, korzystania lub dysponowania jej zasobami finansowymi lub majątkowymi, lub zasobami finansowymi lub majątkowymi wspólnego gospodarstwa domowego, lub poprzez ograniczenie możliwości nabywania przez tę osobę zasobów finansowych lub majątkowych.

Jak wynika z przeprowadzonych kilka lat temu badań Instytutu Spraw Publicznych wynika, że 16% kobiet przyznaje się do konieczności „proszenia o pieniądze” swojego męża lub partnera, zaś co czwarty z nas zna kogoś, kto podobnej sytuacji doświadczył.

Posłowie powołują się w uzasadnieniu na badania TNS OBOP z 2010, których wyniki są zbliżone – jako ofiary przemocy ekonomicznej w rodzinie przyznawało się 12% ankietowanych kobiet, a także 6% mężczyzn. Odsetki były jeszcze wyższe, gdy pytano o konkretne przejawy takiej przemocy. Dla przykładu, wspomnianej konieczności upominania się o pieniądze doświadczyło 19% kobiet i 12% mężczyzn, a „zrzucania odpowiedzialności za utrzymanie rodziny, niepodejmowania pracy zarobkowej przez partnerkę/partnera” – odpowiednio 15% i 10%.

Przemoc ekonomiczna to także odbieranie emerytur i unikanie alimentów

Problem nie dotyczy zresztą wyłącznie związków nieformalnych i małżeństw, ale także osób starszych czy chorych. W podobnych przypadkach przejawia się on odbieraniem przez członków rodziny świadczeń emerytalnych lub rent. Takie postępowanie miałoby być karane równie surowo, jak ograniczanie dostępu do środków partnerowi lub małżonkowi.

Istotna dla pomysłodawców jest również kwestia alimentów – i to pomimo niedawnego zaostrzenia kar za unikanie ich płacenia. Nowoczesna proponuje poszerzenie katalogu źródeł, które będą podlegały egzekucji w przypadku długów alimentacyjnych o środki na pokrycie wydatków służbowych. Partia chce także znacznego podniesienia progu, od którego można ubiegać się o pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego:

Obecnie próg ten jest na poziomie 725 zł na osobę w rodzinie. My chcemy, aby było to 1450 zł na osobę. Postulujemy też zwiększyć kwoty maksymalnie wypłacane przez fundusz z 500 do 1000 zł

– wskazuje Rosa.

Spór o zapisy konwencji „antyprzemocowej”

Wbrew pozorom postulat zdefiniowania przemocy ekonomicznej nie jest całkiem nowy – pojawił się już dłuższy czas temu, jeszcze za rządów PO-PSL i padł ze strony Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz, rządowej pełnomocniczki ds. równości (obecnie europosłanki). Ostatecznie nie podjęto żadnych kroków w tym kierunku, choć zdążyło powstać nawet opracowanie Biura Analiz i Dokumentacji Kancelarii Senatu. Wskazano w nim, że wprowadzenia tej definicji wymaga wspomniana wcześniej tzw. konwencja antyprzemocowa, którą Polska ratyfikowała.

Kilka miesięcy temu Ministerstwo Sprawiedliwości oficjalnie zaprzeczyło jednak, by konwencja zobowiązywała państwa członkowskie do takich zmian w prawie krajowym. „Konwencja Stambulska nie definiuje terminu przemoc ekonomiczna i nie zawiera odrębnego postanowienia zawierającego zobowiązanie RP do penalizacji przemocy ekonomicznej” – stwierdził resort.

Z tą opinią nie zgadza się Urszula Nowakowska, prezes Centrum Praw Kobiet. Wskazuje ona, że choć w konwencji nie sformułowano osobnej definicji przemocy ekonomicznej, to stanowi ona część szerszej definicji przemocy domowej ze względu na płeć. Dodatkowo przypomina o unijnej dyrektywie z 2012 roku, która również odwołuje się do tego pojęcia.

Rząd zapowiadał zmiany

Prawo i Sprawiedliwość od początku nie ukrywało swojej niechęci do konwencji, na którą powołują się autorzy nowelizacji. Swego czasu pojawiały się nawet głosy, że rząd chce się z niej wycofać. Politycy PiS tłumaczyli, że konwencja jest „obca ideologicznie”, a polskie regulacje w zakresie zwalczania przemocy są wystarczająco skuteczne.

Ostatecznie do wycofania się Polski z konwencji nie doszło, a minister Rafalska zapowiedziała nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy. Ustawa – stanowiąca swego rodzaju polską odpowiedź na budzącą kontrowersje konwencję – wciąż nie jest jednak gotowa, choć miała zostać zaprezentowana do końca 2017 roku.

Monika Rosa przekonuje, że projekt nowelizacji zaproponowana przez Nowoczesną nie stanowi „zagrożenia dla wizji świata reprezentowanej przez PiS”. Jakie są rzeczywiste szanse na to, że sejmowa większość poprze projekt, okaże się dopiero za jakiś czas.

Co sądzicie o propozycji Nowoczesnej? Czy prawna definicja „przemocy ekonomicznej” jest potrzebna?

Dodaj komentarz

1 Komentarz do "„Przemoc ekonomiczna” będzie prawnie zdefiniowana? Nowoczesna składa projekt nowelizacji"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Piotr
Gość

Witam.

Przyznaję, że mam dość mieszane uczucia. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że złodzieje emerytur powinni znaleźć się za kratkami. Ale nie dlatego, że będą odpowiadać za „NOWE PRZESTĘPSTWO” przemocy ekonomicznej ale z tytułu KRADZIEŻY. I tylko ten jeden aspekt nie budzi moich wątpliwości.

Zacznę od propozycji definicji. Ma ona dotyczyć także osób pozostających we wspólnym gospodarstwie domowym. No i pierwszy przykład z brzegu – rodzice chcą odciąć od pieniędzy pełnoletnie dziecko, które przerwało naukę, nie pracuje, nie zdobywa kwalifikacji zawodowych (czyli osobę z grona tzw. NEET lub jak to określa czasem polska literatura problemu „ani-ani”). Czyli co, postawa rodzicielska typu „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” ma być penalizowana (no bo to członek gospodarstwa domowego i ma prawo dostępu do pieniędzy rodziców)?
Zdaję sobie sprawę z tego, że autorom pomysłu chodzi o ruch w drugą stronę – penalizowane powinno być wymuszanie pieniędzy od rodziców, dziadków czy innych krewnych przez takie osoby. Ale przy sformułowaniu, które pojawiło się w definicji przemocy ekonomicznej, wcale to nie jest aż tak jednoznaczne.

Kwestia druga to problem alimentacyjny. Polskie prawo wciąż operuje sformułowaniami miękkimi typu „w uzasadnionych przypadkach gmina czy ośrodek pomocy społecznej może wystąpić do sądu o…” czy „sąd może orzec karę…”
Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że każdy przypadek należy oceniać indywidualnie, ale też prawo powinno być tak skonstruowane, aby ta indywidualność nie stanowiła powodu do tolerowania zachowań przekraczających jakieś „granice zdrowego rozsądku”.

Art. 135 § 1 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego stanowi, że zakres (czytaj: wysokość) świadczeń alimentacyjnych zależy od usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego oraz od zarobkowych i majątkowych możliwości zobowiązanego.
Bubel legislacyjny, który nie normuje, czym te „usprawiedliwione potrzeby uprawnionego są, jak je obliczyć ani jak określić (jednoznacznie) zarobkowe i majątkowe możliwości zobowiązanego”.
Może zatem należałoby zacząć od określenia, że np. na dziecko w wieku do 3 lat to jakaś tam kwota (i to konkretnie wyliczalna: np. 25% najniższego wynagrodzenia obowiązującego w danym roku kalendarzowym), 3-7 lat – wyższa (np. 33%) itd… Taka konkretna kwota. I dodać, że jeśli dziecko z uwagi na przewlekłą chorobę lub stwierdzoną niepełnosprawność wymaga stałego leczenia lub rehabilitacji, to płatnik alimentów musi bez nakazu sądu zrefinansować 50% udokumentowanych fakturami kosztów.
Już byłoby jaśniej.
Możliwości zarobkowe i majątkowe zobowiązanego… I bardzo częste wyjaśnienie: nie mam pracy, jestem zarejestrowanym bezrobotnym, mam status długotrwale bezrobotnego, nie mam majątku… A w domyśle: pocałujcie mnie gdzieś, bo i tak nic mi nie zrobicie.
W takiej sytuacji prawo powinno być jednoznaczne. Jeśli dług alimentacyjny przekroczy – na przykład – wysokość 6-krotności najniższego wynagrodzenia, sąd na wniosek wierzyciela, OPS, gminy czy kuratora MIAŁBY OBOWIĄZEK skazać na więzienie. Na początek w zawieszeniu wskazując okres 3 miesięcy na rozpoczęcie opłacania alimentów bieżących i kolejnych 12 na spłatę zaległości w całości i z odsetkami. A jeśli warunek nie zostanie dotrzymany? Kierunek zakład karny, mości dłużniku!
Taka bardzo jasna konstrukcja przepisu.

A jakby na zakończenie: od ponad dwóch lat Nowoczesna, jako część totalnej opozycji, krytykuje politykę socjalną PiS zarzucając, że polskiego państwa na nią nie stać. Tymczasem w tej propozycji pada postulat podniesienia progu dochodowego uprawniającego do sięgania po środki Funduszu Alimentacyjnego z obecnych 725 zł/osobę do 1.450 i podnieść wysokość „alimentów zastępczych” z 500 do 1.000 zł.
Nie pytam się nawet, skąd budżet państwa ma wziąć na to pieniądze (bo oczywiście pomysłodawcy projektu o tym nie mówią), ale zwracam uwagę na inne konsekwencje. Jeśli w ten sposób podniesiemy kwotę MINIMUM SOCJALNEGO NA OSOBĘ W RODZINIE, to zaraz zaczną się żądania, aby była taka sama kwota przy ustalaniu świadczeń z pomocy społecznej, minimalnych rent i emerytur (dla rodzin emeryckich), zasiłków dla bezrobotnych…

Wniosek jest prosty: postulaty zmiany prawa winny przede wszystkim prowadzić do nadania mu większej skuteczności a nie wprowadzania kolejnych „definicji”, które w praktyce i tak będzie trudno egzekwować.

wpDiscuz