Trudno wskazać drugą taką regulację, której wprowadzenie sprawiałoby rządzącym tyle problemów. Podatek od sprzedaży detalicznej (tzw. podatek handlowy), choć teoretycznie wprowadzony już 3 lata temu, wciąż nie jest pobierany. Zgodnie z planem Ministerstwa Finansów, które nie zważa na protesty handlowców, ma się to jednak zmienić już we wrześniu.
Jak to możliwe, że danina, o której rząd, media i główni zainteresowani (handlowcy) mówią od dawna, wciąż jest głównie przedmiotem spekulacji?
Temat podatku od sklepów wielkopowierzchniowych pojawiał się w zapowiedziach polityków PiS-u jeszcze w kampanii przed wyborami w 2015 r.; z jednej strony jako jeden ze sposobów na sfinansowanie obietnic socjalnych, z drugiej jako dążenie do wyrównywania szans małych sklepów konkurujących z wielkimi sieciami handlowymi.
Podatek handlowy – liczne zwroty akcji
Rząd dość sprawnie przeforsował ustawę wprowadzającą podatek handlowy, a 1 września 2016 r. weszła ona w życie. Równie sprawnie zadziałała jednak Komisja Europejska, która wszczęła postępowanie w sprawie nowych przepisów. Jej zdaniem podatek narusza unijne zasady dopuszczalnej pomocy państwa poprzez faworyzowanie mniejszych podmiotów. Efekt był taki, że Polska została zmuszona do zaprzestania pobierania podatku.
Resort finansów zawiesił początkowo pobór do 1 stycznia 2018 r., a następnie przedłużył ten okres do końca 2019 r. Danina prawdopodobnie jeszcze dłużej pozostawałaby jedynie „papierowym” podatkiem, gdyby nie kolejny zwrot akcji.
W maju tego roku Sąd Unii Europejskiej przyznał rację Polsce, która wcześniej zaskarżyła decyzję Komisji Europejskiej. To zdecydowanie rozochociło rządzących. Premier Mateusz Morawiecki już po kilku dniach od wydania przez SUE pomyślnej dla niego decyzji zapowiadał, że środki z podatku zostaną przeznaczone na wypłaty dodatków dla dorosłych osób niepełnosprawnych.
Jak wynika z projektu nowelizacji ustawy wprowadzającej podatek handlowy, rząd planuje jego pobór już od 1 września 2019 r. Musi jednak wziąć pod uwagę fakt, że wyrok SUE nie jest prawomocny, a Komisja Europejska może się jeszcze od niego odwołać.
Kto zapłaci podatek handlowy?
Załóżmy jednak, że rząd dopnie swego i za niespełna dwa miesiące podatek rzeczywiście będzie pobierany. Na taki scenariusz muszą się szykować najwięksi sprzedawcy, osiągający przychód miesięczny na poziomie co najmniej 17 mln zł. Resort finansów przewiduje dwie stawki: 0,8% od miesięcznego przychodu w przedziale od 17 do 170 mln zł oraz 1,4% od miesięcznego przychodu ponad kwotę 170 mln zł.
Z tytułu podatku do budżetu miałoby wpływać w ciągu roku nawet 2 mld zł. Jak wylicza Money.pl, samo tylko Jeronimo Martins (Biedronka) musiałoby się liczyć z wydatkiem ok. 700 mln zł rocznie.
Handlowcy straszą: „Koniec z tanią żywnością”
Nie jest zaskoczeniem, że podatek nie podoba się handlowcom. Ostatnio sprzeciw wyraziła Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, zrzeszająca największe sieci handlowe działające w naszym kraju:
Podatek od handlu niesie szereg negatywnych konsekwencji dla branży i polskich konsumentów. Podatek od handlu uderzy w budżet polskich rodzin. Ceny pójdą jeszcze mocniej w górę, przy rekordowym wzroście w ostatnim czasie. […] Podatek spowoduje wzrost cen, gdyż pracując na bardzo niskich marżach, firmy handlowe nie udźwigną tej daniny. Skończy się tania żywność w naszym kraju, przez co ucierpi najuboższa część społeczeństwa.
Zdaniem POHiD podatek spotęguje jedynie problemy, z którymi już zmagają się handlowcy z powodu ograniczeń handlu w niedzielę. Danina spowoduje również zaostrzenie konkurencji, a w takich warunkach największe trudności z utrzymaniem się na rynku paradoksalnie będą miały najmniejsze podmioty – te, które rząd chce chronić. Kolejne konsekwencje to, zdaniem POHiD, ograniczenie inwestycji w rozwój handlu oraz wzrost konkurencyjności zagranicznych serwisów prowadzących sprzedaż internetową.
Eksperci również przeciw
Ok, być może sieci zrzeszone w POHiD, jako potencjalnie najwięksi poszkodowani z tytułu nowego podatku, nie są w tej sprawie zbyt obiektywni; tyle tylko, że wątpliwości pojawiają się z wielu stron. Jednoznacznie negatywną ocenę podatku odnajdujemy również w raporcie „Podatek od sprzedaży detalicznej – skutki ekonomiczno-prawne wprowadzenia kolejnego rozwiązania obciążającego branżę handlową” przygotowanym przez Instytut Jagielloński pod kierunkiem prof. Jacka Tomkiewicza.
Po pierwsze, instytut kwestionuje optymizm rządu dotyczący przewidywanych wpływów do budżetu. „Założone wpływy mogą okazać się niższe od przewidywanych chociażby na skutek rozwoju handlu przez Internet, który jest w analizowanym rozwiązaniu legislacyjnym wprost preferowany” – czytamy w komentarzu do raportu. Ponadto prognozuje, że wpływy z podatku zostaną w pewnej części zniwelowane przez niższe wpływy z tytułu podatku CIT.
Po drugie, eksperci potwierdzają obawy handlowców związane z nieuniknionym wzrostem cen: „Trudno także się zgodzić, że dodatkowe opodatkowanie nie zostanie przerzucone na konsumentów w postaci wyższych cen, głównie żywności. Już dziś identyfikowane rynkowo niskie marże sprzedawców nie pozwalają na absorbowanie kosztów, a obserwowane w ostatnich miesiącach nasilanie się presji inflacyjnej sprzyja wzrostowi cen, na czym ucierpią uboższe gospodarstwa domowe.”
Podzielacie obawy związane z nowym podatkiem? A może popieracie rząd w ich planach opodatkowania przychodów największych sieci handlowych?
Dodaj komentarz
1 Komentarz do "Wzrost cen nieunikniony? Podatek handlowy może obowiązywać już od września"
Czytam i oczom nie wierzę. Jaki „koniec z tanią żywnością”!? Od kiedy w Polsce żywność jest tania? Jest wręcz przeciwnie, ogólnie rzecz biorąc żywność jest u nas relatywnie droga i to bardzo. Ceny porównywalne jeśli nie wyższe od tych w strefie euro, nie wspominając o różnicy w zarobkach.
Poza tym, tak. Wzrost cen (z wysokich na jeszcze wyższe) jest przy tym podatku kwestią czasu. Do tego i tak nie pozwoli małym sklepom konkurować z sieciami. Ale co się dziwić, przecież PIS specjalizuje się w reformach przynoszących skutek odwrotny od zamierzonego.
Jedyny sens w tym taki, że to zawsze jakieś tam wpływy do budżetu, choć z drugiej strony jak to ma iść na finansowanie różnych „plusów”, to może lepiej by było bez tych wpływów…