
Sejm przyjął nowelizację ustawy o biokomponentach i paliwach ciekłych. Najwięcej emocji budzi opłata emisyjna, która – jak przekonuje opozycja – jest kolejnym podatkiem podnoszącym cenę benzyny. Stosunkowo mniej emocji budzi utworzenie stref czystego transportu, choć i one mogą być dla kierowców źródłem dodatkowych kosztów.
Uchwalenie nowelizacji przeforsowali posłowie partii rządzącej. Opozycja sprzeciwiała się jej przyjęciu, głównie z powodu opłaty emisyjnej. „Dziś PiS rzuca Polakom w twarz ustawą, która zawiera nowy podatek na paliwo, choć już dziś cena paliwa zawiera 60 procent podatku” – krytykował z mównicy poseł Mirosław Suchoń z Nowoczenej. Jego klub złożył nawet wniosek o odrzucenie projektu w całości, który nie spotkał się jednak z akceptacją wymaganej większości.
Nowe przepisy muszą teraz zostać przyjęte przez senat, a następnie zaakceptowane przez prezydenta. Jakie zmiany czekają kierowców, zakładając, że wejdą one w życie?
Litr benzyny droższy o 10 groszy i płatny wjazd do centrum?
10 gr – o tyle (po uwzględnieniu VAT-u) ma wzrosnąć cena jednego litra benzyny. Ustawa zakłada bowiem wprowadzenie opłaty 80 zł na każdy 1000 litrów paliwa, które trafia na polski rynek.
To jednak nie koniec zmian i możliwych podwyżek. Przyjęta nowelizacja pozwala bowiem gminom na wyznaczanie w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców tzw. stref czystego transportu. Będzie to obszar, np. w centrum miasta, do którego wjazd dla pojazdów z tradycyjnym napędem silnikowym ma być płatny. Prawo do bezpłatnego wjazdu do takiej strefy będą miały jedynie pojazdy napędzane wodorem, gazem ziemnym i auta elektryczne.
Kierowcy takich aut zapłacą nie więcej niż 2,50 zł za godzinę. Opłata będzie mogła być pobierana między godziną 9.00 a 17.00. W pierwotnej wersji projektu zakładano dobową opłatę w wysokości 25 zł, z której posłowie ostatecznie zrezygnowali.
Na co zostaną przeznaczone środki z opłat?
Równie istotną kwestią co wysokość ewentualnych podwyżek jest cel, na jaki miałyby być przeznaczone uzyskane przy ich pomocy dodatkowe środki. Zgodnie z ustawą pieniądze z opłaty emisyjnej mają w 85% trafić do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Cała reszta – 15%- zasili specjalnie w tym celu utworzony Fundusz Niskoemisyjnego Transportu (FNT). Oszacowano, że w 2019 r. z tytułu opłaty emisyjnej oba fundusze wzbogacą się w sumie o 1,7 mld zł, z czego 340 mln trafi do FNT. W ciągu kolejnych 10 lat przychody FNT miałyby wynieść aż 6,75 mld zł. Co się stanie z tymi środkami? Rząd chce, by stanowiły one wsparcie dla projektów związanych m.in. z rozwojem elektromobilności.
Dla odmiany pieniądze z opłat za wjazd do stref czystego transportu zasilą budżet samorządów. Nie będą one miały jednak dowolności co do sposobów ich wykorzystania. Zgodnie z intencją autorów projektu środki mają być przeznaczone chociażby na zakup zeroemisyjnych autobusów.
Nie jest tajemnicą, że rozwój elektromobilności jest jednym z priorytetów rządu w perspektywie długoterminowej. Minister energii Krzysztof Tchórzewski stwierdził, że w ciągu dekady samochody elektryczne mają szansę stanowić ok. 10-15% wszystkich pojazdów. To z kolei powinno przynieść skutek w postaci ograniczenia problemu smogu w miastach.
Opozycja: opłata emisyjna kolejnym podatkiem
Partia rządząca zapewnia, że koszt opłaty emisyjnej poniosą dystrybutorzy paliw i nie znajdzie ona odzwierciedlenia w wyższych cenach na stacjach benzynowych, co we własnym imieniu zdążył już potwierdzić Orlen. Opozycja nie daje jednak wiary podobnym deklaracjom:
Przyjmujemy ustawę, dzięki której dokładamy 10 groszy do paliwa. 10 groszy będziecie doić Polaków na każdej stacji benzynowej, będziemy wszyscy płacić drożej za paliwo i za wszystkie inne produkty. […] Będzie 6 zł za paliwo, 6 zł za litr
– prognozuje Sławomir Neumann, szef klubu Platformy Obywatelskiej.
Ciekawym akcentem debaty po pierwszym czytaniu projektu, które miało miejsce w maju, było wystąpienie posła Łukasza Rzepeckiego z klubu Kukiz’15. Na mównicę wszedł on bowiem z rekwizytem – pustym kanistrem, na którym umieszczono wymowną informację „podatki 53%, reszta 47%”. Wicemarszałek Ryszard Terlecki upomniał posła i wyłączył mu mikrofon. Po tym incydencie Rzepecki przypomniał na Twitterze, że w 2011 roku podczas konferencji prasowej niemal identycznym rekwizytem posłużył się… prezes PiS-u Jarosław Kaczyński.
Warto również przypomnieć, że to nie pierwsza próba wprowadzenia dodatkowej opłaty związanej z paliwami w wykonaniu partii rządzącej. Niemal dokładnie rok temu rząd próbował przeforsować wprowadzenie opłaty na poziomie aż 25 gr (z VAT) za każdy litr. Zebrane środki miały wesprzeć finansowanie budowy oraz modernizacji gminnej i powiatowej infrastruktury drogowej. Ostatecznie o rezygnacji z projektu zdecydował prezes Kaczyński.
Co myślicie o uchwalonej przez posłów ustawie? Czy oznacza ona nałożenie kolejnego podatku na benzynę, który odczują kierowcy?
Dodaj komentarz
Bądź pierwszy!