25.05.2017
Aktualizacja: 28.08.2017

Czy powinniśmy przejmować się wizerunkiem naszego kraju za granicą? ONZ wysyła Polsce zalecenia

Wizerunek Polski za granicą.
© beugdesign/fotolia

Polski rząd ma za granicą spore grono krytyków. Ostatnio do niezmiennie zaniepokojonej stanem praworządności w Polsce Unii Europejskiej dołączyła ONZ. Choć adresatem krytyki jest rząd, to skutki coraz gorszego wizerunku naszego kraju mogą pośrednio dotknąć nas wszystkich.

Paraliż Trybunału Konstytucyjnego, odmowa udziału w relokacji uchodźców, tłumienie wolności prasy, dyskryminacja mniejszości – to tylko część zarzutów, które w ostatnim czasie padły z ust przedstawicieli unijnych instytucji i państw członkowskich Wspólnoty. Niejednokrotnie słyszeliśmy też o zastosowaniu ewentualnych sankcji wynikających z łamania podstawowych zasad praworządności. Zwolennikiem ich nałożenia jest chociażby niedawno zaprzysiężony prezydent Francji Emmanuel Macron.

Ostatnio Polskę skrytykowano także na forum Rady Praw Człowieka ONZ. Zarzuty stawiane przez przedstawicieli państw członkowskich stanowią w dużej mierze powtórzenie tego, o czym w kontekście naszego kraju mówi się od miesięcy. Najczęściej zwracano uwagę na problem niezależności sądownictwa – swoje zalecenia w tym zakresie wydali m.in. Niemcy i Duńczycy. Greków, Estończyków, Finów i Kanadyjczyków martwią przejawy rasizmu, nietolerancji i nierówności ze względu na płeć i orientację seksualną. Swoje wątpliwości zgłosił nawet przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, który zasugerował „zagwarantowanie dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej uchodźcom i azylantom”. Rada Praw Człowieka ONZ zaleciła też Polsce legalizację aborcji oraz wprowadzenie związków partnerskich.

Rekomendacje zostaną przesłane rządowi na piśmie. Za niedostosowanie się do zaleceń Polsce nie grożą żadne formalne sankcje. Nie wolno jednak zapominać o stratach wizerunkowych, które w dłuższej perspektywie mogą się okazać równie dotkliwe.

Konsekwencje polityczne

Prof. Roman Wieruszewski (były wiceprzewodniczący Komitetu Praw Człowieka ONZ) nie ma wątpliwości – waga zarzutów stawianych przez członków ONZ jest ogromna.

To są zarzuty, które zwykle padają pod adresem albo państw totalitarnych, albo tych, którym daleko jest od demokracji liberalnej

– komentuje dla TVN24.

Trzeba przyznać, że coraz głośniej powtarzane oskarżenia stanowią dla Polski spore obciążenie. Zdecydowanie nie wpływają one pozytywnie na naszą wiarygodność w kontaktach z zagranicznymi partnerami. Osłabianie wizerunku Polski w Europie i na świecie jest zresztą jednym z najczęściej powtarzanych przez opozycję zarzutów.

Prawo i Sprawiedliwość deklaruje, że dbałość o pozytywny odbiór kraju za granicą traktuje priorytetowo. W ubiegłym roku powołano Polską Fundację Narodową, której roczny budżet wynosi 100 milionów złotych. Jej zadaniem, jak wskazywała premier Beata Szydło, jest „budowa marki, która nazywa się Polska”.

W lutym o potrzebie kreowania korzystnego wizerunku naszego kraju mówił minister Witold Waszczykowski, przy okazji określania kierunków polityki zagranicznej na następne miesiące:

Dyplomacja w 2017 r. za pierwszoplanowy cel stawia sobie dbanie o dobre imię Polski i jej wizerunek. […] W obecnym roku do najważniejszych kierunków działań zaliczamy promocję polskiej myśli politycznej i historii, wkładu Polski w światowe dziedzictwo humanizmu, promocję Polski kreatywnej i innowacyjnej.

Rząd zdecydowanie reaguje na pojawiające się za granicą krzywdzące sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”. Rzecz w tym, że przyczyn wizerunkowych problemów jest więcej. Choć rząd robi wiele, by piętnować ignorancję zagranicznych mediów, to na obraz Polski wpływa dziś przede wszystkim bieżąca sytuacja polityczna.

Wizerunek wpływa na gospodarkę i bezpieczeństwo

Ocena prowadzonej przez polski rząd polityki może pośrednio wpływać na te dziedziny życia, które w pewnym stopniu dotyczą nas wszystkich, jak gospodarka czy bezpieczeństwo. Pierwszym z brzegu przykładem jest zeszłoroczne zamieszanie z negatywną długoterminową perspektywą ratingu wystawioną przez agencję Standart&Poor’s. Agencja uzasadniała niekorzystną dla Polski decyzję, m.in. chaosem wokół Trybunału Konstytucyjnego:

Od wygranych wyborów w październiku 2015 roku, nowy rząd w Polsce zainicjował różne środki legislacyjne, które uważamy za osłabienie niezależności i skuteczności kluczowych instytucji, co znajduje odzwierciedlenie w naszej ocenie.

Był to pierwszy od 20 lat przypadek obniżenia ratingu Polski, a jego efektem było niemal natychmiastowe osłabienie kursu złotego. Należy pamiętać, że oceny wystawiane przez największe agencje ratingowe stanowią istotną wskazówkę dla inwestorów poszukujących nowych, perspektywicznych rynków. Wraz z osłabieniem stopnia wiarygodności kredytowej pojawiły się obawy o tempo rozwoju gospodarczego oraz skuteczność prowadzonej polityki fiskalnej.

Relacje z zagranicznymi partnerami nie pozostają bez wpływu na poziom polskiego bezpieczeństwa. Zarówno skala obecnego zagrożenia, jak i nasz potencjał wojskowy sprawiają, że w przypadku wybuchu ewentualnego konfliktu jesteśmy w zasadzie skazani na współpracę z silniejszymi od Polski państwami. Także w czasie pokoju dobre relacje z krajami dysponującymi większym potencjałem mogą okazać się cenne – chociażby w zakresie wspólnych manewrów, wymiany doświadczeń czy zakupu broni. Wiarygodność Polski w dziedzinie bezpieczeństwa została narażona na szwank m.in. przy okazji zerwanych negocjacji w sprawie zakupu francuskich Caracali. Spięcie między MON-em a Francuzami z pewnością nie umknęło uwadze przedstawicieli innych państw odpowiedzialnych za obronność.

Czy powinniśmy się przejmować krytyką płynącą z zagranicy?

Dodaj komentarz

1 Komentarz do "Czy powinniśmy przejmować się wizerunkiem naszego kraju za granicą? ONZ wysyła Polsce zalecenia"

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Piotr
Gość

Witam.
Rozpocznę od cytatu z powyższego artykułu.
„Swoje wątpliwości zgłosił nawet przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, który zasugerował „zagwarantowanie dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej uchodźcom i azylantom”. Rada Praw Człowieka ONZ zaleciła też Polsce legalizację aborcji oraz wprowadzenie związków partnerskich.”
Watykan, który oficjalnie, jako Kościół Rzymsko-Katolicki, jest przeciwny aborcji podpisał się na forum Rady Praw Człowieka za zaleceniem, by Polska zalegalizowała aborcję (jak rozumiem, na życzenie i bez żadnych ograniczeń)? Chciałbym to zobaczyć na piśmie!
Zastanawia mnie także, czy jest to kwestia ogólnoświatowych standardów, które ONZ chce wprowadzić we wszystkich krajach członkowskich ONZ czy tylko kolejna zagrywka polskiej opozycji, której udało się namówić dyplomację niemiecką do rozszerzenia pola bitwy z polskim rządem z podwórka Unii Europejskiej na nieco większy teatr, jakim jest forum ONZ?
Jakoś bowiem nie mogę sobie wyobrazić, aby coś takiego jak legalizacja związków partnerskich czy aborcja na życzenie miało zostać wprowadzone w takich krajach jak Arabia Saudyjska, Katar, Kuwejt, Jordania czy Iran… Kraje arabskie, w których system prawny jest dużo mocniej oparty o zasady religijne islamu niż związki naszego polskiego prawa z podstawami chrześcijaństwa… Czy tym krajom także sugeruje się wprowadzenie podobnych regulacji? A może przeoczyłem i jest to zalecenie dla WSZYSTKICH PAŃSTW CZŁONKOWSKICH ONZ?
A co z karą śmierci, która do tej pory jest stosowana i wykonywana u tak ważnych członków ONZ jak stanowiące trzon Rady Bezpieczeństwa ONZ USA, Chiny i Rosja?
Cisza i spokój? Tylko „ta Polska”, z którą coś trzeba zrobić, którą trzeba sprowadzić na właściwe tory praworządności i przestrzegania praw człowieka…
Jeżeli jakieś działanie nosi znamiona dyskryminacji, powinno się to nazwać takim właśnie słowem i w tym kontekście odpowiedzieć.

I kolejny cytat: ” Najczęściej zwracano uwagę na problem niezależności sądownictwa – swoje zalecenia w tym zakresie wydali m.in. Niemcy i Duńczycy.” A co oni, przepraszam bardzo, mają do powiedzenia w sprawie naszego sądownictwa? Czy nie należałoby szczególnie Niemców zapytać, jak to jest, że ich niezależny system sądownictwa przez lata utrudniał dochodzenie sprawiedliwości wobec zbrodniarzy hitlerowskich? I to było w porządku? Ilu zbrodniarzy wojennych w ogóle nie stanęło przed sądem, bo „sprawa się przedawniła” albo „świadkowie byli nie do końca wiarygodni, gdyż nie widzieli bezpośrednio, kto strzelał z pistolety w tył głowy ofiar, a jedynie tego się domyślają”. I podobnie, że jakieś tam gazowanie? Kto osobiście wrzucał puszki z napisem Zyklon-B? Nie ma bezpośrednich świadków? Zatem jest słowo przeciw słowu, a w takim przypadku sądy niemieckie brały pod uwagę, ze racja jest po stronie Niemców. Bo przecież świadek z Polski, aby zeznawać, musiał mieć tłumacza. Więc nie zna niemieckiego, a to język pełen wieloznacznych słów. Mógł niewłaściwie, ba, wręcz błędnie zrozumieć słowa oficera SS. Zatem zgodnie z literą cywilizowanego prawa wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonych. Tak właśnie działał i ciągle działa niemieckie sądownictwo. Więc niech się Niemcy od naszego systemu sądownictwa odczepią!
Ale o naszym sądownictwie kilka słów napiszę. Nie ma tygodnia, aby w którymkolwiek z dziennikarskich programów śledczych („Państwo w państwie”, „Ekspres reporterów” itp. itd. ) nie pojawił się materiał obrazujący, jak system sądownictwa w Polsce wspiera autorów machlojek i przekrętów. Przewlekłe postępowania, „znikanie” dowodów, doprowadzanie spraw do przedawnienia… O tym, że w tym systemie trzeba przeprowadzić radykalne zmiany, przekonana jest większość Polaków. PiS postanowił spróbować i stał się, od razu, wrogiem nr 1 głównych sił opozycyjnych. Bo uderzył w powiązania części polityków PO z systemem sądownictwa. Trudno bowiem uwierzyć, że np. Hanna Gronkiewicz-Waltz, której mąż był (jest?) beneficjentem jednego z warszawskich przekrętów związanych z „reprywatyzacją” kamienic nic przez te lata prezydentowania Warszawie o sprawie nie wiedziała. Tylko należy też przypomnieć, że to kierownik jednostki sektora finansów publicznych, a takim jest w tym wypadku urząd „Prezydenta miasta stołecznego Warszawy”, odpowiada za taką organizację podległego mu urzędu, aby procedury postępowania i system kontroli wewnętrznej uniemożliwiały naruszanie prawa czy działanie z prawem niezgodne. Pani Prezydent może opowiadać bajeczki, że scedowała te obowiązki na innych pracowników urzędu, ale to ona, zgodnie z prawem, ponosi ostateczną odpowiedzialność za brak lub nieskuteczność kontroli wewnętrznej i nadzoru nad podległymi jej służbami. Ale pani prezydent nie widziała podstaw do wszczęcia postępowania kontrolnego, a prokuratury też się przez lata trzymały od sprawy z daleka. Sądy też. Nawet jak ktoś chciał z prywatnego pozwu, zawsze trafiała się okazja do wskazania „obowiązku uzupełnienia akt sprawy o…” I zawieszenie sprawy, a potem umorzenie, bo wniosek niekompletny, bo brak wiarygodnych dowodów od policji, prokuratury!

I kolejny cytat: „Paraliż Trybunału Konstytucyjnego, odmowa udziału w relokacji uchodźców, tłumienie wolności prasy, dyskryminacja mniejszości.”
Paraliż Trybunału Konstytucyjnego się skończył. A że nie pomyśli opozycji? No cóż, sama pracowała przez 8 lat na taki a nie inny wynik wyborów. Przegrała, a zwycięzca robi porządek po swojemu. Metodami wprawdzie takimi, które niezbyt mi (i chyba nie tylko mi) się podobają, ale równie mocno (a może i bardziej) nie podobała mi się postawa pana Rzeplińskiego. I to, co robi obecnie, też mi się nie podoba.
Odmowa udziału w relokacji uchodźców… Przynajmniej 2/3 mieszkańców Polski sprzeciwia się temu. Ale rządowi PO-PSL to nie przeszkadzało, podpisał deklarację wbrew woli Polaków. A teraz, będąc opozycją, krzyczy, że to właśnie oni cieszą się największym zaufaniem Polaków i żądają, aby ich ewidentna SAMOWOLKA była przez obecny rząd realizowana. Bo pacta sunt servanta, umowy zostały zawarte. Tylko kto dał premier Ewie Kopacz prawo do ich podpisania, do złożenia w imieniu nas wszystkich takiej deklaracji?
Przy tej okazji muszę postawić pytanie: czy mówimy o rzeczywistych uchodźcach – osobach zagrożonych prześladowaniami, czy o emigrantach ekonomicznych, którzy wcale nie garną się do pracy, tylko wzorem tysięcy bliższych lub dalszych krewnych i znajomych chcą osiąść w bogatych krajach Europy i żyć na koszt społeczeństwa? Jaki procent z tych już chyba 2 milionów przybyszy został zweryfikowany pod kątem spełniania wymogów bycia uchodźcą? Jaki procent z tych ludzi został „prześwietlony” przez służby specjalne, że nie są to osoby powiązane z Al-Kaidą (odrasta) czy ISIS? Niemcy, wprawdzie po cichu, ale przyznają, że już obecnie mają problem ze zidentyfikowaniem miejsca przebywania tak około 400 tysięcy z tych nielegalnych imigrantów. Być może Polska powinna postawić, na forum Unii Europejskiej żądanie, aby Niemcy (Francja, Belgia i Holandia też) zidentyfikowali wszystkich przebywających na ich terenie nielegalnych imigrantów, obfotografowali, pobrali odciski palców i potwierdzili – czy są to osoby, którym status uchodźcy przysługuje, czy też są to emigranci ekonomiczni albo potencjalni terroryści?
A tak na marginesie tego problemu – Dania była jednym z pierwszych państw, które pomimo zasad Schengen wprowadziło ścisłą kontrolę na granicy z Niemcami. Osoby z dokumentami obywateli Unii Europejskiej są na jej teren wpuszczane bez żadnych innych formalności; osoby z jakimiś czasowymi zaświadczeniami, pozaunijnymi dokumentami tożsamości albo bez papierów – duńskiej granicy nie przejadą. Czyli Dania może działać inaczej i to sprzeciwu Komisji Europejskiej nie budzi. A Polska nie może działać inaczej, bo jak nie chce po brukselsku, to to już budzi sprzeciw szanownej Komisji. Dyskryminacja? Jakoś mi wychodzi, że tak!

Tłumienie wolności prasy? W kraju, w którym największe nakładem tytuły są tubą propagandową Platformy Obywatelskiej? Czy ktokolwiek zabronił wydawania albo ocenzurował teksty pojawiające się w „Gazecie Wyborczej” lub w „Newsweeku”? Nie. No ale źle się dzieje z wolnością prasy, bo nakład spada, przychody też. Tyle, że w dobie elektronizacji naszego życia zmienia się odbiorca. Duża część młodszego pokolenia woli dostęp elektroniczny od papierowej cegły, gdyż z racji ilości reklam „GW” wagowo zaczyna być bliższa cegle niż gazecie. Ale ta sama reguła dotyka wydawców prasy prawicowej czy katolickiej. Zatem czekam na twarde procesowe dowody, że wolność prasy jest tłumiona w Polsce rękami… Macierewicza? Kaczyńskiego? Szydło? Ziobry? No i pamiętajmy, że wprawdzie sprzedaż papierowej „GW” siada, ale na sprzedaży wersji elektronicznej jej wydawca zarabia coraz większe pieniądze. Tam nakład i zyski rosną…

Dyskryminacja mniejszości… Jakich, przepraszam, mniejszości? Opolszczyzna. Mniejszość niemiecka ma się dobrze. Dwujęzyczne szkoły, dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości i ulic. I prawna gwarancja, że ma swojego posła w sejmie. A w drugą stronę? Polacy w Niemczech nie są uznawani za mniejszość narodową, choć Polaków (z różnych generacji) mieszka w Niemczech dobrze ponad milion. Niemiecki Bundesamt für Statistik, czyli odpowiednik polskiego Głównego Urzędu Statystycznego szacuje, że ok. 380 tysięcy obywateli Niemiec ma narodowość polską. Ale oficjalnie mniejszością nie są i nie będą. Bo tak się podoba wszystkim od lat po kolei rządom Niemiec. Północno-wschodnia Polska. Tu dobrze mają się mniejszości litewska i białoruska. Białoruś, wiadomo, zostawmy bez komentarza. Ale na Litwie… tam jakoś sytuacja Polaków jest dosyć „skomplikowana”. Ograniczane są prawa wyborcze, o dwujęzycznych tablicach z nazwami miejscowości czy ulic mowy nie ma, od pewnego czasu nawet i polskobrzmiące nazwiska i imiona są „dostosowywane” do pisowni litewskiej. Dyskryminacja? Dyskryminacja! Zresztą Niemcy też nie uznają polskich liter i zniekształcają nazwiska swoich polskich obywateli lub mieszkańców. Czyli też dyskryminują Polaków.
I to Unii Europejskiej nie przeszkadza. Ani wobec Niemiec ani wobec Litwy zastrzeżenia co do dyskryminacji mniejszości nie są formułowane.
Czyli, że może chodzi o coś innego – jakieś mniejszości seksualne?
Odpowiem może przewrotnie – wystarczy sięgnąć po Herodota. jakieś 500 lat przez Chrystusem. „Związki” pani z panią czy pana z panem jakoś zdziwienia u Herodota nie wywoływały, rzec można, były pewną tolerowaną częścią społecznej rzeczywistości. I nie widzę powodów, aby miało być inaczej. Zresztą żadnym aktem prawa tego się nie zmieni, chyba że metodami stosowanymi przez tajne policje „obyczajowe” różnych państw, szczególnie islamskich, ale to w Polsce miejsca nie ma i nie powinno mieć. Nigdy!
Pozostaje zatem pytanie, jak być powinno. Tolerancja (i tylko niczym nie krępowana tolerancja) czy… No właśnie, czy co?
Małżeństwo osób tej samej płci? Prawo do adopcji dzieci przez małżeństwa tej samej płci?
No i szlag we mnie trafia, bo z jednej strony cała niemalże opozycja krzyczy o braku potrzeby zmian w Konstytucji RP zapominając, że to akurat art. 18 Konstytucji stwierdza, że „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.” Jeśli zatem nasze prawo zwykła ustawą dopuściłoby zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci, to nie mogłyby takie małżeństwa korzystać z ochrony czy opieki RP. Czyli byłyby dyskryminowane.
Mamy zatem dwa rozwiązania. Albo chcemy czegoś więcej niż tylko (i aż) tolerancja dla takich związków i tym samym musimy zgodzić się z Prezydentem RP, że zmiana konstytucji jest konieczna, albo jej nie dotykajmy, a przynajmniej nie w tym zakresie. I pamiętajmy, że zmiana Konstytucji musi być zaakceptowana przez nas wszystkich w referendum – a czy będzie zgoda na takie równouprawnienie małżeństw osób tej samej płci? Przyznaję, że jakoś szans na to nie widzę.

I szlag mnie trafia, że świadomie całkiem czy mniej Platforma Obywatelska (i nie tylko ona), poprzez działania swoich czołowych przedstawicieli i eurodeputowanych, wpędza nas wszystkich w niezłą kabałę.
W mojej szkole, w auli, wisiały słowa Piotra Konieczki: „Naród, który nie zna swej historii skazany jest na jej powtórne przeżycie”. Mądra to sentencja, z XVIII wieku. Większość osób (a wśród nich liderzy PO, PiS, PSL), które usiadły do Okrągłego Stołu razem z komunistami widziała, jak wpierw komunistyczne elity przekształciły najlepsze państwowe firmy w spółki, które oczywiście zostały przez ludzi ówczesnej władzy przejęte. Niepodległej Rzeczypospolitej pozostawiono to, czego nie było warto przejmować, bo i tak upadało, oraz długi do spłacenia. Długi epoki Gierka, Jaruzelskiego i kolejnych… Teraz może być tak samo. Platforma Obywatelska zabiega, aby Unia nałożyła na Polskę sankcje. I pewnie za rok dopnie swego. Sprawa trafi jeszcze do sądu w Strasburgu, pewnie za jakieś dwa lata dowiemy się wszyscy, ile trzeba zapłacić.
Że przełoży się to na konkretne pieniądze, wątpliwości nie mam. Ale kiedy to już się stanie, PiS odda rządy. Świadomie przegra. I będzie kolejnej ekipie rządowej PO-PSL (może jeszcze plus .Nowoczesna) mówił „Chcieliście sankcji dla Polski? To teraz znajdźcie w budżecie pieniądze, aby za to zapłacić!”
Tak właśnie się stanie. Tyle, że Platforma (z koalicją) nie zmniejszy warszawskiej biurokracji, kosztów funkcjonowania sejmu, senatu, liczby ministerstw, urzędów centralnych, polskich komitetów tego czy owego… To są stołki obsadzane przez zwycięzców wyborów parlamentarnych. A skoro nie podcina się gałęzi, na której można usadowić koleżanki i kolegów, wujków i ciotki, kuzyneczki i innych pociotków, można się domyślać, skąd takie pieniądze wezmą. Od nas. Poprzez odebranie i tak już nielicznych ulg podatkowych, podniesienie VAT, akcyzy, PIT. W 2011 roku PO zarzekała się, że niczego takiego nie zrobi. Zrobiła właśnie to. No i jeszcze skok na OFE. Teraz co, wzorem Grecji zawiesi wypłatę emerytur i rent? Oczywiście nie wszystkim, bo emerytalnych świadczeń dla służb mundurowych z pewnością nie tknie!

Dopiero teraz mogę wypowiedzieć się na zadane pytanie: mam gdzieś zagraniczną krytykę. I na pewno nie zagłosuję nigdy na kogokolwiek, kto ma obecnie jakikolwiek związek z działaniami PO, PSL i SLD, które poprzez swoich europosłów tak chętnie głosują za „krytykowaniem” Polski. Może i dobrze się stało, że właśnie teraz pokazują, na co ich stać! PiS im tego nie zapomni. A kilka kampanii wyborczych przed nami, więc niejeden raz jeszcze o takiej dziwnej postawie obecnej „opozycji” usłyszymy.

wpDiscuz