19.01.2017
Aktualizacja: 28.08.2017

Prezydenci „z zawodu” na wylocie. Czy to zbyt duża ingerencja władzy centralnej w samorządy? 

Prezydenci „z zawodu” na wylocie. Czy to zbyt duża ingerencja władzy centralnej w samorządy? 
© bizoo_n/fotolia

PiS rozważa nowelizację kodeksu wyborczego. Niektóre pomysły napotkały krytykę ekspertów i polityków opozycji – tym bardziej, że motywy działania partii rządzącej są w ich przekonaniu czysto polityczne.

Transparentne głosowania wyborcze

Przezroczyste urny oraz kamery w lokalach wyborczych, dzięki którym byłoby możliwe śledzenie transmisji z liczenia głosów i obrad komisji – te rozwiązania politycy PiS-u proponują od dawna. Prezes PiS zdradził szczegóły planowanej zmiany kodeksu wyborczego w wywiadzie dla TVP Szczecin.

Chcę, aby każdy obywatel mógł zobaczyć, co dzieje się w lokalu wyborczym, także w czasie liczenia głosów

– zaznaczył Jarosław Kaczyński.

Potencjalne nadużycia i fałszerstwa wyborcze miałoby ograniczyć wprowadzenie istotnych modyfikacji w procedurze liczenia głosów. Miałoby się ono odbywać w obecności wszystkich członków komisji wyborczej. PiS chce również lepszego zabezpieczenia kart do głosowania, m.in. poprzez ograniczenie czasu ich przechowywania oraz zmianę sposobu produkcji.

Dwie kadencje i basta

Jeszcze ciekawsza jest inna propozycja. PiS planuje ograniczenie czasu sprawowania urzędu przez prezydenta miasta, burmistrza i wójta do dwóch kadencji. Obecnie długość jednej kadencji wynosi 4 lata, ale rozważane jest wydłużenie okresu jej trwania do 5 lat.

Rządzący nie wykluczają wprowadzenia zmian jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi. Co istotne, liczba kadencji nie będzie liczona od momentu wejścia w życie nowych przepisów – jeśli ktoś już teraz rządzi drugą kadencję, to nie będzie mógł wystartować w kolejnych wyborach. To budzi sprzeciw koalicjanta PiS-u, Polski Razem Jarosława Gowina – według przedstawicieli tej partii jest to „działanie prawa wstecz”.

PiS straci najmniej

Co oznaczają propozycje PiS-u? Na urząd prezydenta miasta będzie mogło kandydować jedynie 41 ze 107 obecnie rządzących (w tym tylko 4 z 18 prezydentów miast wojewódzkich). Stanowisko na pewno straciłoby zatem 66 prezydentów.

Prezydenci których miast wojewódzkich nie będą mogli ubiegać się o reelekcję w przyszłorocznych wyborach, jeśli proponowane zmiany wejdą w życie?
Prezydenci których miast wojewódzkich nie będą mogli ubiegać się o reelekcję w przyszłorocznych wyborach, jeśli proponowane zmiany wejdą w życie? Opracowanie własne.

Zdecydowana większość z nich to politycy niezależni lub należący do partii opozycyjnych. Co więcej, nawet ci pierwsi (np. prezydent Sopotu Jacek Karnowski) często otwarcie wyrażają sprzeciw wobec rządów PiS-u.

O reelekcję nie będzie się mogło ubiegać jedynie 3 prezydentów z PiS-u (Nowego Sącza, Ostrołęki i Siedlec). Siedmiu innych pełni urząd dopiero od 2014 roku.

Z urzędem pożegnaliby się za to tacy prezydenci jak Paweł Adamowicz (Gdańsk), Hanna Zdanowska (Łódź) czy Rafał Bruski (Bydgoszcz), wywodzący się z Platformy Obywatelskiej.

Zmiana podyktowana interesem politycznym?

O ile propozycje dotyczące kamer i urn w lokalach wyborczych zostały przyjęte dość neutralnie, o tyle nowe zasady kadencyjności pełnionego urzędu wzbudziły olbrzymie kontrowersje.

PiS tłumaczy, że konieczne jest wpuszczenie do lokalnych struktur administracyjnych „świeżej krwi”:

To jest pewien standard demokratyczny po to, żeby uniemożliwić tworzenie różnego lokalnych czy państwowych układów, które narzucałyby w sposób nieformalny takie autorytarne rządy. […] Podobnie jest w przypadku prezydentów czy wójtów mniejszych miast lub burmistrzów. Tam niestety są układy, które często trwają lat 20 i więcej. Niestety najczęściej wójt czy burmistrz znają się z najważniejszymi biznesmenami czy osobami pełniącymi najważniejsze funkcje w instytucjach państwowych i oni przez ten układ, przez te niemal 20-30 lat funkcjonują

– argumentuje wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki.

Jednak ekspertom nie podoba się pomysł, by zmiany weszły w życie przed najbliższymi wyborami samorządowymi.

Korekty w ordynacji wyborczej nie powinny dotyczyć najbliższych wyborów. To zwiększa ryzyko, że celem zmiany jest zwiększenie szans na polityczne zwycięstwo rządzących

– twierdzi socjolog dr Robert Sobiech.

Niech decyduje suweren

W czyste intencje rządzących nie wierzą także politycy opozycji. Zwracają oni uwagę, że to mieszkańcy miast wybierają swoich prezydentów. Skoro pozwalają im rządzić kilka kadencji, to znaczy, że doceniają ich pracę.

Nie może być tak, że samorządowcy, którzy są świetnie oceniani przez swoich mieszkańców, zostaną potraktowani tak jak przestępcy i że odbierze im się prawo kandydowania w wyborach. To jest absurd i na to się na pewno nie zgodzimy

– powiedział Jan Grabiec, rzecznik PO.

Wspomniany wcześniej Jacek Karnowski, prezydent Sopotu (pełniący urząd już piątą kadencję), dodaje:

Dlaczego partia, która tak chętnie powołuje się na wolę suwerena, odbiera suwerenowi prawo do decydowania o tym, kto ma sprawować władzę w jego małej ojczyźnie?

Dr Robert Sobiech twierdzi też, że obecna ordynacja „pozwala [urzędującym prezydentom, burmistrzom i wójtom – red.] na kumulowanie wiedzy, doświadczeń, poszerzanie świadomości co do problemów i potrzeb”.

Czy prezydentów, burmistrzów i wójtów wysoko ocenianych przez lokalną społeczność należy pozbawiać prawa do kandydowania na kolejne kadencje?

Dodaj komentarz

1 Komentarz do "Prezydenci „z zawodu” na wylocie. Czy to zbyt duża ingerencja władzy centralnej w samorządy? "

avatar
Sortuj wg:   najnowszy | najstarszy | oceniany
Marek N.
Gość

Skoro są cyklicznie wybierani przez lud to mogliby rządzić dłużej niż dwie kadencje. Tylko jak sprawić, aby w kampanii wyborczej nie wykorzystywali nadmiernie swojej uprzywilejowanej pozycji (kasa, znajomości, możliwości) w stosunku do pozostałych kandydatów?

wpDiscuz